Non
possumus. Perspektywa ojca dziecka urodzonego dzięki in vitro.
Szanowni Państwo. Trzy lata temu
stała w tym miejscu moja żona będąca wtedy w szóstym tygodniu
ciąży i mówiła o tym, co czuła, kiedy nad jej głową
przetaczała się bitwa o ustawę dotyczącą zapłodnienia in vitro.
Dziś postanowiłem do niej dołączyć, bo sześciotygodniowa ciąża,
o której wtedy opowiadała, skończyła w październiku dwa lata i
ma na imię Franuś.
Jestem ojcem dziecka urodzonego dzięki
in vitro i już w chwili mówienia tych słów mam w sobie wielki
sprzeciw wobec takiej etykiety, bo nie spotkałem nigdy ojca
mówiącego o swoim dziecku „jestem tatą Jasia poczętego w naszej
sypialni, w marcowy wieczór”.
Mojego syna określa wiele zdań i
sytuacji. Jest gadatliwym dwulatkiem. Nie lubi bajki o czerwonym
kapturku, bo wilk zjada w niej babcię, czemu Franek stanowczo się
sprzeciwia. Jego idolem jest starszy brat. Najchętniej zjada zupę
pomidorową i placki z jabłkami, codziennie rano budzi mnie
oświadczeniem „wstajemy, tatuś”, a potem się do mnie przytula.
Dlaczego więc ten mały, wspaniały
człowiek miałby być określany metodą swojego poczęcia? Co ten
fakt o nim właściwie mówi? O jego zainteresowaniach, smutkach,
radościach, o jego osobowości?
Jednak żyję w kraju, w którym coraz
częściej słyszę, że jest niesłychanie ważne, w jaki sposób
przyszedł do naszej rodziny. Setki ludzi przyglądają się pod lupą
jego godności i wydają werdykt „poczęty niegodnie”. Snują
opowieści o pomordowanych braciach i siostrach, nazywają mnie
reproduktorem, a mojego syna- dzieckiem zamówionym przy sklepowej
ladzie.
Mam więc do wyboru udawać, że tego
nie słyszę i jestem ponad te haniebne komentarze, albo powiedzieć
publicznie- wierzę, że jako reprezentant wielu polskich ojców-
„dosyć!”.
Jestem tu właśnie z tego powodu. Jako
rodzic nie jestem winien mojemu synowi nic poza miłością,
odpowiedzialnością i zapewnieniem mu bezpieczeństwa. Każdy rodzic
może o sobie powiedzieć to samo.
Jednak jako polski rodzic, który
musiał przejść długie lata leczenia niepłodności i doświadczyć
wielu porażek i bolesnych diagnoz, chcę i muszę dziś powiedzieć
Frankowi coś więcej: jestem z nas dumny, byłeś wyczekiwany z
największą miłością, zmieniłeś moje życie na lepsze i nigdy
nie pozwolę, aby ktoś cię z tego powodu upokorzył swoją
ignorancją lub okrucieństwem. Zrobię wszystko, co w mojej mocy,
abyś nigdy nie ucierpiał z powodu mojej choroby, choćbym miał
walczyć o to samotnie.
To jest moje „non possumus”, które
chcę powiedzieć publicznie i głośno w odpowiedzi na słowa
biskupa Pieronka obrażającego nas porównaniem do „realizacji
idei Frankensteina”.
To jest mój głos komentujący słowa
biskupa Nowaka, który mówi o Tobie, synku, że przyszedłeś na
świat w wyniku morderstwa i manipulacji, a Twoje poczęcie było
niegodne. Chciałbym też, aby te słowa usłyszała Joanna
Bątkiewicz-Brożek pisząca w Gościu Niedzielnym o tym, że do
polskich poradni genetycznych zgłaszają się dzieci z in vitro,
które umrą w najbliższych latach.
Mam nadzieję, że ta ilość
chrześcijańskiej troski o naszą rodzinę i Twoją godność nie
popchnie nas kiedyś do decyzji o emigracji, bo taki nadmiar miłości
i zainteresowania ze strony miłosiernych rodaków może nam w końcu
zaszkodzić.
A ja przecież chciałbym, abyś
wychowywał się w swoim kraju i abyś nigdy się nie wstydził tego,
że urodziliśmy Cię właśnie tutaj, w Polsce. Chcę, aby polskie
prawo chroniło Twoje dobro i godność tak samo, jak obiecuje to
każdemu innemu dziecku. Chcę, aby politycy walczący o życie
poczęte zainteresowali się wreszcie nienawiścią kierowaną wobec
życia już urodzonego.
Jest mi wobec Ciebie wstyd, że moje
„non possumus” brzmi dziś samotnie i jest pojedynczym głosem,
choć wszyscy politycy i osoby publiczne słyszeli słowa o
Frankensteinie, o morderstwach, o porównywaniu in vitro do aborcji i
o nieludzkich metodach rozmnażania człowieka. Jednak tak się
składa, że dotąd nie dołączyli do mojego „non possumus” i
chciałbym dziś usłyszeć od nich, dlaczego tego nie zrobili?
Czy uważają, że dzieci niepłodnych
rodziców są pozbawione wrażliwości i emocji? Że należy im się
mniejsza ochrona lub zgoła jej brak? Że stanowią własność
publiczną, wobec której można posłużyć się dowolnym
porównaniem i wypowiedzieć dowolnie okrutne słowa, ponieważ
wyższe dobro uzasadnia krzywdę pojedynczego dziecka?
Granice słownej przyzwoitości
zostały w Polsce zniesione wobec tematu zapłodnienia in vitro i
choroby, jaką jest niepłodność. Dzieje się to za powszechnym
przyzwoleniem większości. Wiemy, że nie wolno obrażać uczuć
religijnych, uczuć mniejszości narodowych, że agresja słowna jest
formą przemocy, a na tę nie ma w debacie publicznej przyzwolenia.
Są to prawdy oczywiste.
Chciałbym więc powiedzieć, co w
związku z tym czuję, jako człowiek i ojciec: siedem lat temu
znalazłem się w niewłaściwym miejscu szeregu statystycznego jako
mężczyzna, u którego lekarze zdiagnozowali niepłodność. Nie
miałem tego szczęścia, jakie ma sześć par na dziesięć, którym
natura, los i ich organizm dają zdrowie. Stanąłem więc w innym
miejscu szeregu, obok czterech par z dziesięciu, którym natura, los
i ich organizmy postawiły przeszkodę w byciu rodzicami w sposób
niewymagający leczenia.
Siedem lat temu smuciło mnie to,
wywoływało poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, czułem się
niepełnowartościowy. Jednak gdybym się nie znalazł w tym szeregu
nie miałbym dziś Ciebie.
Dziś masz dwa lata i okazuje się, że
są także inne niesprawiedliwe szeregi statystyczne, inne niż
niepłodność. Jednak w odróżnieniu od niepłodności, która jest
niezawinioną, losową chorobą i może dotknąć każdego człowieka,
nasz obecny szereg stworzyli ludzie i ustawiają w nim naszą
rodzinę. Ci sami ludzie często mówią o dobru, szacunku i miłości,
protestują głośno przeciwko agresji i nie zgadzają się na słowną
przemoc, co nie przeszkadza im stosować tej samej słownej przemocy
wobec naszej rodziny.
Pragnąłbym Ci powiedzieć, synku, że
spotyka się to ze społecznym sprzeciwem, że wszyscy są oburzeni i
będą nam pomagać w obronie naszej rodziny. Że dorośli nie
pozwolą na to, aby dosięgły Cię nienawistne słowa, krzywdzące
porównania i wygłaszane publicznie kłamstwa o Twoim zdrowiu,
przeszłości i przyszłości.
Jednak nie mogę Ci tego powiedzieć,
bo wielu ludzi powołanych do tego, aby nas ochraniać i aby
przestrzegać zasad szacunku i uczciwości w debacie publicznej, nie
chce reagować i woli udawać, że nie widzi tej sytuacji. Część z
nich zapewne przyzwyczaiła się do tego, że choć uczuciom
religijnym, uczciom mniejszości narodowych, uczuciom rozmaitych grup
społecznych szacunek należy się w sposób oczywisty, to w naszym
szeregu obowiązują inne prawa, można sobie pozwalać na więcej, a
słowną przemoc zawsze da się uzasadnić wyższym celem, wyższym
dobrem i wyższą racją.
Gdybym jednak nie wierzył, że nie da
się tego zmienić, nie stałbym dziś tutaj, gdzie stoję. Mimo
wszystko wierzę, że będziesz dorastał w kraju, w którym prawo
będzie skutecznie ochraniało dobro osobiste wszystkich dzieci bez
względu na sposób ich poczęcia. W którym żadna choroba nie
będzie powodem do szykan, złośliwych komentarzy i łamania zasady
przyzwoitości w debacie.
Wierzę, że tym krajem będzie kiedyś
Polska.
Wierzę w to, Synku.
Pięknie powiedziane. Na miejscu wyżej wymienionych biskupów spaliłabym się ze wstydu!!!
OdpowiedzUsuńZawsze byłam za możliwością wyboru każdego swojej drogi życiowej, tak więc i za inwitro i kompletnie nie rozumiem jak można sobie pozwalać na niszczenie słowne kogoś kto ma inne zdanie.
Ponoć istotą istnienia jest wykorzystać "tu" i "teraz", odnaleźć właściwy moment, właściwą drogę i wykorzystać wszelkie możliwości by przejść swoją drogę jako człowiek. Zgodnie z tym, co jako "człowiek" rozumiesz. Wszelkich hipokrytów uważających, że wiedzą czego sobie życzy tzw. Bóg z całą nieserdecznością niepozdrawiam, Tobie życzę wszelkich prostych radości jakich dostarcza bycie rodzicem, a Franusiowi gratuluję zdrowego psychicznie Taty. I Mamy. Powodzenia, z całej serdeczności.
OdpowiedzUsuńDla Ojca - wielkie brawa i chapeau bas!
OdpowiedzUsuńWrzuciłam na swojego FB, bo ja też się nie zgadzam, żeby ktokolwiek był oceniany według tego, jak został poczęty. I nie zgadzam się na to, żeby ktokolwiek był dyskryminowany.
OdpowiedzUsuńsię wzruszyłam, bo nikt się takich właśnie osób/przyszłych lub obecnych rodziców nie pyta o zdanie w tej kwestii. Zasypywani jesteśmy katolickim podejściem, bo przecież bóg im tak powiedział, a księża i biskupi wiedzą najlepiej kto dzieci powinien mieć i jak się je robi. Media ekscytują się informując co i rusz o kolejnych wypowiedziach duchownych i fanatyków. Dlaczego nie słucha się ludzi, którzy jedyne czego pragną to szczęście?
OdpowiedzUsuńNo cóż, moze po prostu w ramach kontrakcji społecznej wszystkich biskupów i resztę tego aktolskiego towarzystwa nazywać po prostu dziećmi z cipska lub jakoś tak. Nazwa nawet bardziej sensowna niż "dziecko z próbówki", a biorac pod uwage fakt, że ludzie wierzący panicznie boją się żeńskich organów rozrodczych, efekt będzie jeszcze silniejszy.
OdpowiedzUsuńOczywiście jest haczyk, bo "przemysł nienawiści" jest tym co katole kochaja nawet bardziej niż swojego Boga, nazwiesz ich po imieniu idiotami, a będa szczęśliwi, bo "cierpiom i som prawdziwie szykanowani (nie to, co te chrzescijańskie n00by z Arabii Saudyjskiej lub Sudanu)." Co do mozliwości racjonalnego wyjasnienia już dawne straciłem nadzieję.
Pozdrawiam,
Baribal
Wolałbym jednak żeby Tatuś swoje stanowisko uzasadnił. Mówi On: "Wiemy, że nie wolno obrażać uczuć religijnych, uczuć mniejszości narodowych". Ale niby dlaczego nie wolno obrażać uczuć religijnych? I co to w ogóle są "uczucia religijne" i na czym polega ich obrażanie? Czy jak ktoś powie, że "Karol Wojtyła był głupi", to obraża uczucia religijne, czy nie, i czyje?
OdpowiedzUsuńSkoro prawo ma tego zabraniać, to jaka kara za złamanie tego prawa? Czy dwa lata więzienia wystarczy, czy może lepiej osiem lat?
To samo dotyczy mniejszości narodowych. Może Tatuś raczyłby wykazać, że coś takiego jak naroód w ogóle istnieje.
Tatuś wszelako nie pisał rozprawki, a jeśli idzie o obrazę uczuć religijnych odsyłam do paragrafu 196 Kodeksu Karnego. Niejednoznaczność sformułowań w KK jest podnoszona przez karnistów, co nie zmienia faktu, że paragraf istnieje i ma się dobrze.
OdpowiedzUsuńAnno, widziałaś? http://bio-etyka.blogspot.com/2012/01/in-vitro-wysuchanie-obywatelskie.html
OdpowiedzUsuńWidziałam, przeczytałam i podziękowałam :)
OdpowiedzUsuń