czwartek, 28 czerwca 2012

z najlepszymi życzeniami dla Piechy i Dziedziczaka



Zaczęło się od tego, że pewien przyzwoity człowiek postanowił zrobić dla ludzkości coś naprawdę dobrego. Ale nie, że odkryć szczepionkę przeciwko boreliozie czy coś równie trywialnego. Przyzwoity człowiek chciał ocalić ludzkość, a przynajmniej jej znaczącą część, i żeby to było z przytupem, i ładne, i bez wątpliwości, i żeby były tam pyzate niemowlęta, bo one są najlepsze, jak sam Cthulhu potwierdza.
Tak wyglądała geneza zakazu aborcji, a jeśli znacie inną wersję tej historii to kłamiecie.
I wprowadził przyzwoity człowiek zakaz aborcji. I on istniał, ten zakaz.
I spytał Bóg: człowieku, czy płody Twojego gatunku przestały ginąć odkąd wprowadziłeś zakaz?

I tu właśnie opowieść się rozsypuje.

Wiele lat po tym, jak pierwszy przyzwoity człowiek stanął w obronie płodów z nóżkami, rączkami i tym wszystkim ślicznym, pojawił się drugi przyzwoity człowiek o imieniu Bolesław:




Bolesław znał dobrze problematykę nóżek i rączek, ponieważ wiele ich w swoim życiu wyskrobał, zapijając ból egzystencjalny wódką, o czym sam doniósł mediom, więc nie uchylam tajemnic spiżarni.
Ale potem Bolesław stał się przyzwoity i postanowił zrobić dla ludzkości coś naprawdę dobrego.
Ale nie, że odkryć szczepionkę...- a nie, o tym już była mowa.
Bolesław postanowił wprowadzić zakaz wykonywania procedury in vitro, a lekarzy stosujących leczenie tą metodą wsadzić do więzień. Nie byłoby im tam smutno, ponieważ w celach siedzieliby już rodzice dzieci urodzonych tą metodą, których Bolesław także chciałby zobaczyć w pierdlu.
Potem członkowie rodziny przynosiliby im na widzenia salceson i mogłaby się narodzić nowa legenda polskiej opozycji, a ja za 30 lat mogłabym wieszać na ścianie poroża jeleni upolowanych wspólnie z prezydentem RP, którego znałabym z czasów wspólnej odsiadki.

Istnieją trzy dobre powody, aby cieszyć się z inicjatywy Bolesława. Oto one:

1. powiedzmy, że stanę się na chwilę rzecznikiem Boga i zawołam: Bolesławie, Bolesławie, ile ludzkich zarodków skazanych na śmierć ocaliłeś swoją ustawą?
Powiedzmy, że stanę się na chwilę rzecznikiem Bolesława i odpowiem: ani jednego, panie Boże, ani jednego.
A czemuż to? Zapyta Bóg ustami swojego rzecznika.
A temuż to, odpowie rzecznik Bolesława (bo rzecznik jest filutem i Bolesław go wkrótce po tej rozmowie zwolni), iż tak to panie Boże urządziłeś łącząc łańcuchy aminokwasów, aby z prazupy mógł się wyłonić Bolesław i inni mu podobni, że 70% zapłodnień kończy się śmiercią zarodków, których pochówek odbywa się w szumiących trumnach kanalizacji, dokąd spływają wraz z krwią swoich matek. Czemu każesz pójść do nieba 3/4 populacji?
No dobrze, powie rzecznik Boga, ale ty mówisz o zapłodnieniu naturalnym, a ja się pytam o in vitro. Czy nie ocaliłeś, Bolesławie, ani jednego z tych zarodków powstających pozaustrojowo?
Ach panie Boże, rozpromieni się rzecznik, jeśli mówimy o TYCH zarodkach to ocaliłem je wszystkie. Wszak nigdy nie powstały (ok, może Bolesław jednak ocali mu etat).

Spójrzmy na to od jasnej strony. Codziennie ocalamy niepoliczalne rzesze Marsjan. Ocalamy ludzi przed śmiercią z powodu chorób, które nie istnieją.
Wysiłki Bolesława i jemu podobnych mogłyby przynieść słodkie owoce. Nie umrze żadne dziecko ludzi cierpiących na zaawansowaną niepłodność, ponieważ żadne dziecko nie otrzyma szansy narodzin.

2. istnieją ludzie jeszcze bardziej gorliwi w swoim pragnieniu bycia przyzwoitymi. To Jan Dziedziczak, autor drugiego projektu PiS dotyczącego regulacji in vitro:




Dziedziczakowi nie wystarczy zakaz zapłodnienia pozaustrojowego. Chciałby także zgromadzić wszystkie zamrożone zarodki w jednym miejscu, poświęcić, następnie rozmrozić i pochować.
Bóg: nie chciałbym być nieuprzejmy czy coś, ale nie sądzisz, Janie, że rozmrożenie zarodków to wydanie na nie wyroku śmierci?
Dziedziczak: hej, a nie chciałbyś sobie popalić krzaków na pustyni albo rzucić, no nie wiem, manny do Biedronki? Za pozwoleniem, Boże, ale niespecjalnie się znasz na subtelnościach doktrynalnych polskiego Kościoła, więc udaj się może na nauki do księdza Longchamps de Berier, a do tego czasu nie wtrącaj się w sprawy spoza twoich kompetencji.

Dziedziczak: 1, Bóg: 0

3. Ilekroć polscy mężowie stanu postanawiają powiedzieć coś mądrego i zrobić coś dobrego, tylekroć czuję wsobną radość i znów zaczynają cieszyć mnie pliszki żerujące na moim trawniku. I sarenki, które widzę z okna. Bo koniec jest bliski.
Choć uważam, że oba projekty są zbyt zachowawcze, chciałabym chłosty dla pacjentów. I żeby przeprowadzono mi kontrolę kuratora w chałupie, a potem zabrano niegodnie urodzone dzieci do pogotowia opiekuńczego. I jeszcze aby sam biskup przyjechał wyświęcić mój trawnik przed przekazaniem go porządnej, katolickiej rodzinie na mocy aktu wywłaszczenia. A to wszystko z bezpośrednią transmisją telewizyjną w głównych wydaniach dzienników.
Zakaz aborcji to za mało, aby Polacy ruszyli dupy. To już nie działa, te wszystkie tabelki pokazujące, że stała aborcji jest stała, te racjonalne argumenty mówiące o tym, iż okres poczucia omnipotencji jest owszem, naturalnym etapem rozwoju człowieka, ale człowieka dwuletniego, w formie szczątkowej do dziesiątego roku życia, a potem zaczyna się już bycie Bolesławem albo Janem.
Ale rozmrożenie zarodków? Zakaz in vitro będący wyjątkiem w prawie europejskim? Więzienna celka dla lekarza i piszącej te słowa?
Im gorzej tym lepiej.

Mamy w Polsce sporą grupę dziewcząt i chłopców, u których w fazie narcyzmu pierwotnego coś poszło nie tak i teraz wydaje im się, że powiedzą "koniec aborcji!" i nastanie koniec aborcji. A potem powiedzą "Biedroń, od jutra jesteś hetero!" i Biedroń obudzi się w łóżku z cycatą blondynką, którą zapragnie uczynić swą żoną. Czasem to wesołe towarzystwo postanawia się zająć statystyką i wychodzi mu, że skuteczność in vitro wynosi 5-7% (Fronda), a naprotechnologia osiąga 80% ciąż (również Fronda). To mimo wszystko nienajgorszy scenariusz, bo niekiedy nasz kwiat młodzieży zaczyna na serio myśleć, że zna się również na ekonomii, określaniu wartości węglowodoru w bombie próżniowej  i wyliczaniu polskości w krwi piłkarzy o obcobrzmiących nazwiskach. Tak zaawansowana arytmetyka powoduje ból głowy, na szczęście groupies Bolesława i Jana znają się na niej równie dobrze, jak oni sami, więc małe sekrety udaje się zatrzymać w rodzinie.
Najbardziej optymistycznie zaczyna się jednak robić wtedy, kiedy zabierają się do opracowywania strategii przejęcia politycznej władzy i wpadają w końcu na pomysł "zajmijmy się in vitro, ludzie za nami pójdą!!11!one!".

Bo serio. Jest dobrze. Naprawdę.
Źle by było, gdyby Bolesław lub Jan odkryli, że żyją w świecie złudzeń wczesnych faz rozwoju, więc rozsądniej byłoby wesprzeć Jarosława, którego projekt może mieć pewne szanse w Sejmie, a jest- choć w odmienny sposób- równie kastrujący metody ART, co ich pomysły.
Na szczęście nie wpadli na tę koncepcję.
Jak zwykle polska prawica rozpieprza się sama, w czym życzę jej dalszych sukcesów i samych pomyślnych wiatrów.