czwartek, 22 września 2016

Za pięć dwunasta czyli witajcie w piekle kobiet (i mężczyzn)

Dziś, w czwartek 22 września 2016 w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie dwóch ważnych projektów. Pierwszym jest obywatelski projekt Ordo Iuris zakazujący aborcji, o którym słyszał już chyba każdy w kraju i poza nim. To własnie ten projekt w kwietniu 2016 roku zgromadził pod sejmem tysiące ludzi na tzw. demonstracji wieszakowej zorganizowanej przez partię Razem:


(źródło: vice.com)



Drugim projektem, który będzie dziś czytany, jest projekt posła Jana Klawitera dotyczący in vitro. Sprzeciw wobec tego projektu również doczekał się manifestacji pod sejmem. Zorganizowało ją Stowarzyszenie NASZ BOCIAN w czerwcu 2016. Możecie poszukać siedmiu tysięcy różnic:



(źródło: wiadomosci.radiozet.pl)

Powiecie, że główna różnica wynika stąd, że prawie każda kobieta ma macicę, a każdy mężczyzna zna przynajmniej jedną kobietę, więc łatwiej się utożsamić z aborcją, niż z in vitro. Oh wait. W porządku, różnica wynika stąd, że projekt antyaborcyjny jest barbarzyński, zaś projekt Klawitera jest barba... Ok, do trzech razy sztuka: różnica najpewniej wynika stąd, że in vitro konotuje się ze społecznym piętnem niepłodności, zaś aborcji nikt się nie wstydzi. Też nie?
Jasne, na poczekaniu sformułowalibyście o wiele trafniejszy indeks różnic. Wiem. Projekt Ordo Iuris zagraża realnie życiu kobiet - zgoda. Projekt Ordo Iuris narusza to, co nauczyliśmy się nazywać kompromisem aborcyjnym- zgoda. Każda kobieta w wieku reprodukcyjnym teoretycznie może się zetknąć z problemem niechcianej ciąży/koniecznością przerwania nawet chcianej ciąży, podczas gdy jedynie niewielki procent zmierzy się z niepłodnością. Również zgoda.
Co jednak poza tym mówi nam zjawisko widoczne na tych zdjęciach?


Matematyka i kredyty

Potraficie liczyć? To świetnie. Prawica w większości też to potrafi. Są zatem dwa fenomeny dotyczące praw reprodukcyjnych, ale tylko jeden z nich wyciąga tysiące ludzi na ulicę. Liczyć potrafi także polski Kościół katolicki, ale jego hierarchów nie interesują akurat ludzie na ulicach, a długi wyborcze zaciągnięte przez polityczną opozycję, zanim stała się partią rządzącą.
Kościół nie wymaga wiele. Chce zrealizowania jedynie dwóch skromnych postulatów: 1. kontroli nad kobiecą rozrodczością oraz 2. kontroli nad kobiecą rozrodczością. Kościół jest tak skromny w swoich oczekiwaniach, że właściwie wystarczy mu spełnienie tylko jednego z nich.  I tak się znakomicie składa, że oba projekty ustaw go dotyczą. To zjawisko nosi nawet pewną nazwę:


Ustawodawcze combo

Dwa kluczowe ideologicznie projekty zostają wpisane w harmonogram prac Sejmu w tym samym dniu. Jeden z nich porusza dziesiątki tysięcy ludzi, drugi - nie. Czy wybór jednego terminu czytania jest przypadkowy? Nie sądzę. Sądzę za to, że jednoczesne procedowanie tych dwóch projektów ma w długoterminowym celu skuteczną eliminację metody in vitro. O ile aborcja w proponowanym kształcie nie przejdzie i jednak rząd trochę się przejmuje skalą protestów na ulicach, o tyle in vitro ma szansę stać się  jedyną w pełni zrealizowaną zapłatą dla Kościoła.
W jaki sposób uda się wyeliminować procedurę in vitro z polskiego pejzażu?
To proste:


1. Narodowy Program Prokreacji

Poświęciłam mu osobną notkę (klik). Program kosztuje dokładnie tyle samo, co program refundacji in vitro; zawiera w swoich propozycjach eksperymentalną i ryzykowną metodę mrożenia tkanki jajnikowej; zamierza leczyć niepłodność noszeniem luźnych gaci (drugi klik) i nie przewiduje w ogóle stosowania metody in vitro. Program jest typową ideologiczną leguminą: zapycha gęby nie proponując realnej treści i widoków na zaawansowane leczenie.
Konstanty Radziwiłł i jego partyjni znajomi oraz znajome przygotowali jednak w zanadrzu pewnego asa: PiS nie zamierza zakazać metody in vitro, więc stulcie pyski, obywatele. Dalej się możecie leczyć, jeśli już musicie, tyle że za własną kasę. Wielu ludzi uważa to za sprawiedliwy układ.
Serio?


2. Projekt Klawitera

Tu właśnie pojawia się projekt posła Jana Klawitera postulujący:

- zakaz mrożenia zarodków
- zakaz zapłodnienia więcej niż 1 komórki jajowej
- przerwanie afiliacji pomiędzy ojcem i dzieckiem urodzonym dzięki dawstwu heterologicznemu

Co to oznacza dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi rocznie, którzy nie zostaną rodzicami bez pomocy in vitro?

3. Zdrowie kobiet

Nie ma procedury in vitro bez operacyjnej punkcji jajników. Zakaz mrożenia zarodków oznacza, że pobrane w trakcie punkcji komórki muszą zostać zapłodnione od razu i tylko w takiej ilości, która wykluczy powstanie tzw. nadliczbowych zarodków. W praktyce jest to poddanie kobiety operacji, aby pozyskać jedną komórkę jajową i móc ją zapłodnić, resztę komórek należy zniszczyć. To z kolei oznacza, że kobiety podchodzące do in vitro będą musiały wielokrotnie poddawać się inwazyjnej operacji narażając własne zdrowie.

3. Spadek skuteczności


Obecna skuteczność in vitro wynosi 31% (dane z programu MZ) i dotyczy cyklu, w którym można zapłodnić maksymalnie 6 komórek jajowych - transferuje się jeden zarodek, resztę mrozi. Zamrożone zarodki stanowią biologiczny kapitał pary, dzięki któremu nie musi ona podchodzić do kolejnych punkcji. W ten sposób para płaci za jeden zabieg in vitro, może mieć dzięki niemu maksymalnie 6 zarodków i transferować je bezpiecznie w kolejnych cyklach.
Zakaz mrożenia spowoduje spadek skuteczności in vitro do poziomu 3-5%.

4. Wzrost kosztów in vitro


Cena in vitro wzrośnie, ponieważ osiągnięcie ciąży i urodzenie dziecka będzie wiązało się z dziesięciokrotnie częstszym powtarzaniem procedury. Za każdą z nich para będzie musiała zapłacić z własnej kieszeni. I każda będzie się wiązać z  poddaniem kobiety operacji.

5. Dzieci bez ojców

Klawiter i posłowie Kukiz'15 proponują również oryginalne rozwiązanie tematu dawstwa (adopcja zarodka lub skorzystanie z nasienia dawcy). Zostało ono już skrytykowane przez Sąd Najwyższy, ale dość istotne jest zrozumienie intencji stojących za tą propozycją. Obecnie każde dziecko, które urodziło się dzięki materiałowi genetycznemu obcego dawcy (czy w drodze inseminacji, czy w drodze in vitro) ma zagwarantowaną prawnie obecność ojca społecznego i przyjęcie przez niego pełni obowiązków i praw rodzicielskich. Możemy się spierać o detaliczną sensowność tego rozwiązania (pisałam o szczegółach wcześniej, dotyczą one złamania Konwencji praw dziecka w części związanej z prawem do tożsamości, jak również dyskryminują kobiety samotne i lesbijki), niemniej zamysłem ustawodawcy było zabezpieczenie społecznego interesu dziecka. O co chodziło? O wprowadzenie poprawki do Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, zgodnie z którą pan Kowalski, który dobrowolnie podpisuje zgodę na zabieg in vitro z nasieniem dawcy, nie mógł po urodzeniu dziecka powiedzieć w sądzie, że on przeprasza, ale jednak nie chce być tatusiem, a tu są wyniki badań DNA, które wykazują jasno, że ojcem genetycznym nie jest. W związku z tym, proszę Sądu, należy mnie zwolnić z obowiązku alimentacyjnego.
Tak więc Anno Domini 2016 każdy pan Kowalski, który świadomie zgadza się na dawstwo nasienia/zarodka, w wyniku którego MOŻE się urodzić dziecko, jednocześnie zgadza się na to, że będzie jego ojcem i nie będzie mógł już tego faktu zanegować.
Teraz krótki wgląd w tożsamość ruchu Kukiz'15.
Jak wiemy skądinąd, posłowie i działacze Kukiz'15 w wolnych chwilach zajmują się mizianiem serc i pośladków skrzywdzonych ojców, którzy chcieliby przestać płacić alimenty na własne dzieci. W tej optyce istnienie mężczyzny, który nie jest genetycznym ojcem, a mimo to JEST OJCEM, rozsadza założenia systemu wyzwoleńczego i powoduje klincz.
Jak wiemy również, co roku ok. 3000 mężczyzn dobrowolnie decyduje się zostać ojcami adopcyjnymi. Ich decyzja zapewne wynika z tego, że termin "rodzina" i "miłość ojcowska" definiują nie poprzez geny, a poprzez więzi, uczucie, potrzebę troski i opieki.
Zgodnie z propozycją Klawitera i Kukiz'15 mężczyźni podchodzący wraz z partnerkami do adopcji zarodka lub procedury z wykorzystaniem nasienia dawcy, nie będą mogli być uznani za prawnych ojców swoich dzieci.
Formalnie nie będą to bowiem ich dzieci. Formalnie będą to dzieci nieznanego ojca. Dzieciom tym nie będą się należały alimenty ani prawa spadkowe, ponieważ ich tata, który je wychowuje, kocha i jest z nimi na co dzień, nie zostanie prawnie uznany za ich ojca.

To wszystko łącznie oznacza, że:


= PROCEDURA IN VITRO PRZESTANIE BYĆ WYKONYWANA W POLSCE


...lub liczba zabiegów spadnie do poziomu, na którym rentowność prowadzenia specjalistycznego ośrodka leczenia niepłodności znajdzie się poniżej pułapu amortyzacji kosztów ich utrzymania z powodu odpływu pacjentek.
Zauważcie geniusz tego planu: metoda in vitro nie zostaje prawnie zakazana. Ona po prostu przestaje istnieć w praktyce, ponieważ pacjentom nie opłaca się wykonywanie jej w Polsce, zaś lekarzom nie opłaca się jej świadczenie.

.
Jest jasne, że oba projekty będą jutro przyjęte do dalszego procedowania i trafią do Komisji Zdrowia. Jest także jasne, że zostaną w toku prac Komisji zmodyfikowane. Jest również jasne, że ta modyfikacja zostanie w mediach nazwana "liberalizacją" ich pierwotnego kształtu, choć finalnie będzie polegała na pogorszeniu sytuacji kobiet wynikających z obecnie obowiązujących ustaw antyaborcyjnej i Ustawy o leczeniu niepłodności.
Nie wiem, na czym stanie w przypadku aborcji, ale obstawiam eliminację wskazania z wad płodu (tzw. "aborcję eugeniczną") i zostawienie ciąży w wyniku czynu zabronionego i zagrożenia życia kobiety, jako nową wersję kompromisu. Na otarcie prawackich łez będzie właśnie in vitro.
Komisja wprowadzi oczywiście swoje zmiany, ale z całą pewnością  utrzymany zostanie zakaz mrożenia zarodków, wejdzie ograniczenie liczby zapładnianych komórek (obstawiam, że skończy się 'poluzowaniem' czyli dopuszczalnością zapłodnienia dwóch komórek jajowych) i na pewno dołożą zakaz dawstwa heterologicznego. In vitro jest w gorszej sytuacji społecznej - mniej protestów, zdecydowanie mniej zdyscyplinowana grupa chorych + fakt, że większość ludzi nie rozumie zależności między mrożeniem zarodków i skutecznością procedury.

Jeśli miałabym znaleźć jakąś różnicę pomiędzy sytuacjami tych dwóch projektów to polegałaby ona jedynie na tym, że o ile nielegalny zabieg przerwania ciąży będzie można nadal wykonywać w podziemiu na zasadach mniej więcej dotychczasowych, o tyle z nielegalnym zabiegiem in vitro (tj. omijającym warunki nowej ustawy) nigdy się to nie uda. Jego dynamika jest inna i wymaga stałego monitoringu, całodobowej pracy laboratorium oraz zaangażowowania wieloosobowego zespołu.
Z tego powodu nawet przy skrajnie restrykcyjnej ustawie antyaborcyjnej aborcja nie zniknie z mapy Polski. In vitro można wyeliminować z sukcesem i nie potrzeba do tego formalnej delegalizacji.
Teraz wróćcie jeszcze raz do zdjęć.
To właśnie jedyna możliwość uregulowania politycznego kredytu, na którą Kościół ma szansę. I świetnie o tym wie.


Dlatego zakładając czarną bluzkę i umieszczając hasztag Czarny Protest miejcie, proszę, świadomość, że barbarzyństwo, przeciwko któremu protestujecie, nie powinno sprowadzać się jedynie do całkowitego zakazu aborcji. A jeśli naprawdę wierzycie w to, że zagrożone są tylko prawa do niebycia matką to znaczy, że ustawodawcze combo wygrało jeszcze przed pierwszym czytaniem.