środa, 9 lutego 2011

pocztówka z otchłani

- Jesteś... jesteś... bałwochwalcą!
wysyczał nadęty brunecik z sypiącym się wąsikiem, lat siedemnaście, wypuszczając na kadencji powietrze z czerwonych policzków.
A wszystko za sprawą Dalajlamy, którego zdjęcie miałam w portfelu. Okazało się, że nie jest to mile widziane na wędrownym obozie ruchu Światło Życie, do udziału w którym zgłosił mnie Tatuś.
Dalajlama był pierwszym powodem, dla którego brunecik przerwał zbiorowe milczenie. Powodem drugim była moja ucieczka z obozu, który tego akurat dnia miał w podparyskim klasztorze kontemplować Drogę Krzyżową.
Cóż, ja wybrałam Disneyland.
Bałwochwalca, ten nieco archaiczny termin odwołuje się do pojęcia idolatrii, a więc czczenia bożków, bałwanów, złotych cielców.
Trudno mi powiedzieć, czy sympatyczny Tenzin Gjaco, XVI Dalajlama, czuje się raczej bożkiem, bałwanem czy złotym parzystokopytnym, jednakże rozważyłabym także możliwość, że fertyczny brunecik posiadał pewne luki w edukacji.
Mimo to nie troskam się o przyszłość brunecika, z pewnością działa obecnie w jakimś lokalnym kole partii prawicowej, do czego predestynowała go ignorancja, ale przede wszystkim ten charakterystyczny wygląd jednostki zbierającej regularny wpierdziel w szkolnych kiblach.
Zdjęcie zupełnie nie a'propos:



Jakimikolwiek jednak drogami podążył, w chwili uwiecznionej przeze mnie w blogowej migawce, brunecik miał wciąż lat szesnaście i prezentował typową mentalność polskiego ucznia kształconego religijnie w szkole publicznej: na świecie istnieje katolicyzm, potem długo nic, potem są żydzi (zabili pana Jezusa) i islam (ucinają chłopcom siusiaki i porywają samoloty pasażerskie). To tyle. Wszystko, co nie jest katolickie jest bałwochwalcze.
Wiara w istnienie ateistów nie ma podstaw.

Poza brunecikiem w pielgrzymce brała udział studentka teologii forsująca oryginalny pogląd, iż "buddyzm jest najbardziej sekciarską religią i już nawet hinduizm jest lepszy". W mojej wdzięcznej pamięci zapisało się także dwóch chłopców rywalizujących ze sobą o to, który lepiej nadaje się na księdza, i pewien absolwent technikum twierdzący uparcie, iż warunkiem wstępnym medytacji jest nagość (sądzę, że musiał coś kiedyś czytać o tantra jodze, ale nie do końca zrozumiał).
Poza nimi było jeszcze kilkadziesiąt osób z ruchu Światło Życie, które były tak uprzejme, że codziennie rano, pod światłym przewodnictwem księdza pilota, inicjowały modlitwę:

 "i módlmy się za tę jedną spośród nas, która nie przystąpiła jeszcze do sakramentu pokuty i eucharystii"

 - i nie zamierza przystąpić, prawda, serdeńko?- szeptała odszczepieńczyni do fotografii Dalajlamy, podczas gdy reszta autokaru wznosiła modły proszalne o jej nawrócenie.

*


 Ta historia miała miejsce piętnaście lat temu.
Anno Domini 2011 trzymam w ręku program kursów uzupełniających dla pedagogów z województwa mazowieckiego, kartkuję, jest. Spis kursów doszkalających z filozofii, etyki i religii. Wszystko finansowane ze środków unijnych w ramach działalności mazowieckiego samorządu. Na 40 kursów siedem nie dotyczy religii katolickiej, z tego dwa poświęcone są dydaktyce filozofii i etyki, a z pozostałych pięciu możemy wybrać następujące szkolenia:

  • Higiena i emisja głosu nauczyciela
  • Tworzenie prezentacji w programie PowerPoint
  • Jak pracować z dzieckiem z ADHD

Ewentualne potrzeby filozoficzne i etyczne możemy zaspokoić dzięki kursom "Pan Jezus pełni wolę ojca" i "Wezwania Wielkiego Postu". Jest też pięć sesji wielkopostnych skupień i sesja poświęcona nauce społecznej Kościoła Katolickiego.
Podobno człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi i z każdej sytuacji wyciągnie dla siebie korzyść, więc nuże, wykształciuchy, odsączać rodzinę nazaretańską z wartości chrześcijańskich i ekstrahować w wartości uniwersalne. Alternatywy i tak nie ma.

Obowiązek zapewnienia lekcji etyki uczniom, którzy nie uczęszczają na lekcje religii, wypełnia w województwie mazowieckim 2 procent szkół publicznych. W 98 procentach szkół uczeń innego wyznania bądź niewierzący ma do dyspozycji świetlicę lub korytarz. Może się też wcześniej urwać do domu, choć coraz z tym trudniej, bo religia obecnie jest umieszczana w środku planu zajęć dziennych, zamiast na lekcji pierwszej bądź ostatniej.
Może i wygląda to niewiarygodnie, ba, może nawet przerażać, ale Ministerstwo Edukacji Narodowej zachowuje spokój ducha i optymizm:

Z przekazanych do Ministerstwa informacji  wynika, że w bieżącym roku szkolnym żadne  kuratorium oświaty  nie otrzymało skarg ani sygnałów świadczących o uchylaniu się  przez szkołę lub organ prowadzący od zorganizowania zajęć z etyki dla uczniów zainteresowanych tym przedmiotem. Kuratorzy informują, że w szkołach, w których na początku września zgłosili się uczniowie zainteresowani udziałem w zajęciach z etyki,  wprowadzono te zajęcia do zatwierdzonych wcześniej arkuszy organizacyjnych szkoły za pomocą aneksów. W przypadkach, gdy mała liczba zgłoszeń uniemożliwiła zorganizowanie zajęć w grupie klasowej lub międzyklasowej na terenie szkoły, podjęte zostały działania w celu utworzenia grup międzyszkolnych.

Jedynie cztery szkoły w skali całego kraju zasygnalizowały kuratoriom oświaty brak nauczyciela etyki. Jak wynika z informacji przekazanych w ostatnich dniach, wszystkie przypadki zostały rozwiązane pozytywnie, m.in. dzięki bankom ofert pracy utworzonym w niektórych kuratoriach. Banki te są pomocne zarówno dyrektorom kompletującym kadrę nauczycielską,  jak i osobom poszukującym pracy w szkole  jako nauczyciele etyki.  

Święta panienko z przedmieść Rio, czy nie drży Wam radośnie serce na wieść o tym, w jak wspaniałym kraju żyjemy? Poproście, a otrzymacie. Zgłoście, a będzie wam dane. Tworzy się nawet grupy międzyszkolne!
Musi być to efekt posiadania czakramu na Wawelu, którego cudowne promieniowanie wpływa zarówno na fakt, że Polska to jedyny kraj na świecie (poza Nikaraguą), gdzie wykonuje się jedynie ok. 100 zabiegów przerwania ciąży rocznie, a dyskomfort z tytułu brak zajęć z etyki zgłaszają tylko cztery szkoły w skali całego kraju.
Z drugiej strony- Nikaragua! Ta to dopiero musi posiadać czakram! Tam w ogóle nie wykonuje się aborcji, gdyż jej zakazano, a zakazano jej, gdyż nikt jej nie potrzebuje.
Należałoby sprawdzić, czy i my niegdyś nie mieliśmy czakramu capo di tutti capi, tylko potem przyszły ruskie i zabrały, i dlatego teraz aż sto Polek roczne się skrobie.

*

Zaglądam na stronę Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:

27 500 szkół w Polsce zapewnia uczniom lekcje religii
334 szkoły zapewniają uczniom lekcje etyki
Jednocześnie MEN nie potrafi udzielić odpowiedzi na pytanie, ilu polskich uczniów nie uczęszcza na lekcje etyki tylko dlatego, bo szkoła ich nie zorganizowała.
Pośredniej odpowiedzi udziela za to sondaż przeprowadzony przez HomoHomini (i cytowany swego czasu na blogu BossaNovy):

 
46 % Polaków posłałoby swoje dziecko na lekcje religii w szkole
15 % wybrałoby dla swoich dzieci etykę
32% dałoby wybór dziecku
To naprawdę bardzo niesprawiedliwe, że tak rzadko doceniamy polską myśl architektoniczną i budowlaną, dzięki którym możliwe staje się upchnięcie dzieci piętnastu procent dorosłych Polaków w zaledwie 334 szkołach publicznych.

 
*
Drugiego lutego, znanego również jako święto Ofiarowania Pańskiego, około stu polskich posłów pojechało na pielgrzymkę do Częstochowy, aby tam modlić się w intencji ojczyzny. W tym samym czasie wdzięczna ojczyzna odliczała im skrupulatnie dupogodziny ciężkiej pracy, za którą należność w połowie miesiąca wpłynie na konta pań posłanek i panów posłów.
Nie wiem czemu, ale szczególny ból odczuwam na myśl o koncie posłanki Szczypińskiej.

Media akurat rozważały świeżą sprawę katastrofy smoleńskiej, która wydarzyła się zaledwie dziesięć miesięcy temu, więc nikt nie zadał dość oczywistego pytania, czy był to urlop płatny? I czy w ogóle był to urlop czy też doszliśmy już do etapu, w którym czas spędzany w kościele, meczecie czy synagodze będzie się wliczał do godzin pracy?

Niedawno ktoś zaoponował przeciwko nazwaniu Jana Pospieszalskiego "kiepskim warsztatowcem", gdyż przecież dziennikarstwo jest czymś w rodzaju niedefiniowalnej plazmy, wobec której możemy stosować jedynie kryteria subiektywne.
Zatem jeśli dziennikarz wyrywa mikrofon zaproszonemu gościowi to nie można powiedzieć, że naruszył ogólne zasady. Kto wie, być może był to jego autorski pomysł na program i w obrębie tego programu kultura ulega redefinicji.
Koncepcja, że dziennikarz mógłby na przykład reagować na błędy logiczne czy merytoryczne popełniane przez rozmówcę, jest koncepcją szerzej nieznaną.
Prześliczna dziennikarka telewizji publicznej przerywa mi w pół zdania pytając "No a naprotechnologia? Czy nie stanowi alternatywy dla metody in vitro?".
Myślę, pani Agnieszko, że teraz to już tylko wskakiwać w bikini i do kisielu. Będzie taniej niż ta cała publicystyka, a oglądalność jeszcze wzrośnie. Jednocześnie zaczynam odliczać czas do chwili, w której Bogdan Rymanowski zapyta na przykład profesora Wiesława Jędrzejczaka "No właśnie, a wkładanie na dwie zdrowaśki do pieca? Czy to nie skuteczniejsze niż przeszczep szpiku?".


Niedawno byłam świadkiem rozterek pewnej wierzącej matki, która zastanawiała się, w jaki sposób rozmawiać ze swoimi dziećmi o Holokauście, skoro temat dotyczy tak głębokiego okrucieństwa.
To, że nikogo nie dziwi podróżowanie stu posłów w godzinach pracy na Jasną Górę, jest w pewnym sensie równie absurdalne jak to, że z całego morza otaczającego nas cierpienia i irracjonalności wybiera się jako niezrozumiały akurat Holokaust, choć wizerunek torturowanego człowieka na krzyżu towarzyszy naszym dzieciom od narodzin i nikt nie podnosi kwestii jego potencjalnego wpływu na psychikę.
Podobnie jak nikt nie cenzuruje historii Abrahama i Izaaka, zapłodnienia Hagar, nikt nie troska się wizerunkiem bogini Kali i nie płacze nad Księgą Powtórzonego Prawa.

Nie twierdzę tym samym, że czczenie krucyfiksu czy chodzenie do synagogi kogokolwiek może skrzywić emocjonalnie, chodzi mi jedynie o to, że okrucieństwo religijne jest faktem i jest w kulturze  polskiej codzienności przezroczyste tak samo, jak przezroczyste jest uprawianie kultu za publiczne pieniądze. Przezroczysta jest też dyskryminacja z uwagi na światopogląd zwyczajnie dlatego, ze w naszym kraju jest tylko jeden światopogląd.
Wszyscy kochaliśmy Ojca Świętego, a teraz nie możemy uchwalić ustawy o związkach partnerskich, bo Jan Paweł II wkrótce będzie beatyfikowany i byłoby to szarganiem jego pamięci, jak wyznał rozbrajająco poseł Poncyljusz na antenie TVN24. Rozmawiający z nim dziennikarz gładko przeszedł do kolejnej kwestii.
Zaczynam się obawiać, że po pierwszym maja czekają nas ciężkie czasy.

*
Pod koniec stycznia gruchnęła sensacyjna wieść, że Episkopat zwiera szeregi i odtąd przyszli małżonkowie będą musieli przejść testy psychologiczne i ginekologiczne, bo sakrament to sakrament, a trza, żeby święte były.
Zanim okazało się, że to nieprawda, pewna znana mi nauczycielka tak zwanego wudeżetu (wychowanie do życia w rodzinie), oświadczyła, ze istotnie, polskie młode pary mają rażąco niski poziom duchowej dojrzałości do zawarcia związku małżeńskiego. Rozwiązaniem byłaby solidniejsza edukacja religijna, więcej rekolekcji i religijnej aktywności pozaszkolnej.
Pytam grzecznie: że, kurfa, co?
Polak mały religię ma od przedszkola (trzy lata) do liceum (lat osiemnaście). Piętnaście lat regularnego kształcenia duchowości praktycznej, która nie ma nic wspólnego z wiedzą o religii katolickiej, jak to lubią sobie wyobrażać ateistyczni rodzice posyłający dzieci na religię, "bo to przecież część kultury".
Na studiach młody człowiek jest na ogół już wystarczająco ukształtowany, aby nawet dyskutując o dopuszczalności aborcji używać określeń typu "życie poczęte" czy "nienarodzony człowiek". W naszym kraju funkcjonuje gigantyczna kuźnia intelektualna, która wykuwa przyszłe prezeski studenckich kół SoliDeo, a brunecikom każe się całkiem serio dziwić, ze ktoś nosi zdjęcie Dalajlamy w portfelu.
Panie prezesie, melduję wykonanie zadania.
Mentalność skolonizowana, a na szczycie Giewontu krzyż.

Przez ostatnie lata doświadczamy postępującego dysonansu deklaratywnego.
70 procent Polaków jest za in vitro, ale w publicznych serwisach publicystycznych brylują Pospieszalski i Terlikowski, a umiarkowanie konserwatywna ustawa Małgorzaty Kidawy Błońskiej nazywana jest "liberalną". 54 procent Polaków nie chce religii w szkołach, ale oficjalnie tylko cztery szkoły mają z tym problem. 94 procent Polek uważa, że systemowe rozwiązania dotyczące upowszechniania wiedzy o płodności i antykoncepcji nie są wystarczające, mimo to nie ma publicznej edukacji seksualnej, a na liście refundowanych środków antykoncepcyjnych jest tylko siedem leków wykazujących  działanie antykoncepcyjne, refundowanych do 30% lub 50%  wartości. Jednocześnie viagra może być refundowana w całości. 64 procent Polek w wieku 15-65 deklaruje stosowanie antykoncepcji (GUS 2006).


Boże mój boże, chciałabym westchnąć w tym momencie, a to przecież nie jest tak, że ja katolików nie lubię albo że krzyż mnie drażni. Skąd, żaden ze mnie katofob.
Ja chcę tylko w spokoju pożyć, i żeby wszystkie polskie dzieci uczyć logiki i myślenia krytycznego, oraz przydatnej informacji, że poza kryteriami metafizycznymi istnieją też kryteria socjologiczne, psychologiczne, kulturowe i szereg innych. Warto z nich korzystać, bo to przydatne narzędzia.
Na razie w szkole mojego dziecka uczy się dzieci, że w Sokółce hostia zmieniła się w serce Pana Jezusa, co jest o tyle osobliwe, że polski Episkopat konsekwentnie odmawia w tej sprawie komentarza i dotąd nie wydał żadnego oficjalnego stamowiska. Ale katecheci będą gorliwsi od Episkopatu, a co tam, niech się duchowość ludowa rozwija. Najwyżej odpokutują podczas skupień wielkopostnych, które zafunduje im województwo.

Podobno prawdziwa cnota krytyk się nie boi i pan bóg pewnie również nie, więc może czas kopnąć w dupę tych wszystkich kustoszy polskiego dyskursu społecznego.
I zacząć przede wszystkim mówić, do tego mówić głośniej.

 Wczoraj zgłosiłam oficjalnie prośbę o zapewnienie lekcji etyki w szkole mojego syna.