piątek, 30 sierpnia 2013

to twoja wina

Tu jest notka Snafu. Rzecz jest o poczuciu winy i mechanizmach samonaprawczych. W niniejszej noci natomiast porozmawiamy o ofiarach i kozłach ofiarnych.

Najpierw wprowadźmy dwóch bohaterów.
Wrzućcie cofkę na swojej wewnętrznej taśmie pamięci i przenieście się ponowne do czasów szkoły podstawowej, sraczkowate kafle w szkolnym kiblu, porysowane ławki i zakurzone asparagusy w oknie instytucji oświatowej. Macie to? Teraz zogniskujcie wzrok na ostatniej ławce, w której siedzą Krzyś i Kasia.
Zakładając, że nie jesteście na tyle młodzi, aby nie pamiętać kolejek po parówki i obfitości ziemniaczanych prażynek w okolicznym spożywczaku: Kasia jest beneficjentką babci w Ameryce, od której dostaje regularnie w paczkach oryginalne dżiny i różowe bluzy. Ma też prawdziwą barbie kupowaną nie za dewizy w Peweksie, ale taką tru, prosto z WalMartu. Krzyś natomiast ubiera się w swetry z anilany, babci w Ameryce ani w Rajchu nie ma, za to jest solidnym produktem osiedlowego wychowu i nie da se w kaszę napluć. Na przerwach regularnie się naparza ze słabszymi i wie, jak smakuje dobrze leżakowany jabol.
Charakterologicznie Krzyś jest kolegą, jakiego nigdy byście nie chcieli widzieć u boku Waszej doskonale wychowanej progenitury, Kasia natomiast jest małą żmijką (gatunek znany w populacji małych dziewczynek dawno przed tym, zanim zaczęto wydawać Bravo i wprowadzono oficjalny kult lolit). Obiektywnie oboje mogą wkurwiać rówieśników. Oraz wkurwiają, zostają więc wykluczen z grupy.
Wracając do Snafu: wina, która jest przypisywana obojgu, jest winą zewnętrzną u Kasi (po co się suka chwali profitami, które wynikają wyłącznie z tego, że babcia poleciała za chlebem szorować parafię u amerykańskiego księdza polskiego pochodzenia?) i wewnętrzną u Krzysia (twarde życie, twarda nauka, twarde reakcje).
Kasia i Krzyś- abogdyż przyjmijmy, iż oboje zupełnie niereprezentatywnie mają pogłębioną autorefleksję- zadają sobie równocześnie pytanie proponowane przez Snafu: "dlaczego tak mnie to dotyka?".
No odpowiedź jest prosta: dotyka was, ponieważ w głębi sparszywiałych serduszek jesteście wrażliwi i dobrzy, a globalnie jest niesprawiedliwe słyszeć o sobie "jesteś głupia" z powodu noszenia dżinsów. Zanim jednak dobro i empatia się ujawnią w pełni, Kasia i Krzyś podejmą próby uporania się ze znamionami winy zewnętrznej: Kasia przywdzieje szare teksasy, aby zmyć grzech wyróżniania się, a Krzyś przestanie dawać w ryj.
Od tego nic się nie zmieni. Kto raz został zbiorowo znienawidzony i wykluczony ten takim pozostanie w każdym świecie poza universum Małgorzaty Musierowicz i C.J. Lewisa.

Dlatego kończymy z reminiscencjami i przechodzimy do Rene Girarda oraz jego teorii kozła ofiarnego. Wiadomo, kto nim może zostać. Wy, którzy się wyróżniacie z rozmaitych powodów, zostaliście ostrzeżeni. Wiadomo, jak to się skończy- egzeukucją i śmiercią symboliczną. Wiadomo, jakie strategie obrony nie przyniosą sukcesu: mieniewdupie, mimikra, racjonalizacja. Wyrok kozła ofiarnego nie zakłada apelacji i zostanie wykonany.
Możesz zmienić dżinsy na teksasy, nie pozbędziesz się tego unikalnego sznytu dziecka zadbanego i zaopiekowanego. A to może wkurzać. Możesz przestać topić plecaki w muszli klozetowej szkolnego kibla, nie pozbędziesz się zapisanej na twardym dysku refleksji społecznej, że jesteś do tego zdolny, co też wkurwia- jednych dlatego, bo sami o tym marzą, ale nie mają jaj, aby to zrobić; drugich dlatego, bo uważają to za przemoc, a oni się przemocą brzydzą, oczywiście jeśli jest skierowana przeciwko nim.
Im jesteś starszy tym subtelniej działa girardowski mechanizm. Nie wkurza Cię ktoś, kto jest od Ciebie zdolniejszy, uczciwszy, lepiej zarabiający, mający fajniejszą chatę i lepiej grający na trąbce. Irytacja i awersja z tak błahego powodu byłaby czymś poniżej Twojej godności.
Chodzi po prostu o to, że kumpel z lepszą chatą posiada denerwujący zwyczaj bębnienia palcami w blat; znajoma z wyższym IQ jest jednocześnie protekcjonalna i czyta Zizka (nienawidzisz Zizka), a ten, który lepiej śmiga na trąbce zna prywatnie prezydenta Krakowa i se kurwa wyobraża niewiadomoco na swój temat, a Ty lubisz ludzi skromnych.
Pewnego dnia odkrywasz Internet i to jest zupełnie tak, jakbyś znalazł tajne przejście między Hogwartem a Miodowym Królestwem.
Możesz napisać o kimś, że jest chamem i burasem, a przyparty do muru wyznasz, że "analizowałeś jedynie jego profil psychologiczny, o co chodzi?". Możesz napisać, że życzysz komuś, aby przekręcił się z powodu swojego raka, bo takie nędzne glisty jak on nie zasługują na stąpanie po globie, co było jedynie eee parafrazą słów innego kogoś i złożoną metaforą, niestety nieodczytaną poprawnie przez audytorium złożone z ludzi niekompetentnych. Możesz wkleić zdjęcia cudzych dzieci i rodziny z pieprznym komentarzem, po czym wyjaśnić grzecznie, że doprawdy nie miałeś pojęcia, kto znajduje się na zdjęciach, w końcu korzystałeś z otwartych zasobów sieci, przypadki chodzą po ludziach.
Pewnego dnia adresat Twoich słów mówi Ci wreszcie krótkie, żołnierskie "spierdalaj".
Teraz zaczyna się najlepsza część zabawy. Zostałeś narażony na przemoc! Gdzie moderacja i administator?! Do sądu w Łomży będziesz jeździć, a chamstwu i knajactwu nie odpuścisz! Ubolewasz nad upadkiem kultury, wyrażasz głęboki żal, że przez lata pozwalano temu chamowi egzystować i nie karano za takie grzechy jak sarkazm, ironia i korzystanie ze słownika wyrazów obcych Kopalińskiego, aż w końcu, no cóż, szambo się wylało i wyszło szydło z worka, cham napisał "spierdalaj" naruszając społeczną wrażliwość, zasady współżycia i pamięć twoich pradziadów.
Kozioł zostaje strącony w przepaść zabierając ze sobą frustrację setek małych ludzi i Jom Kipur jest uratowane. Świat zostanie odbudowany na nowo i będzie to nowy wspaniały świat.

Kozły ofiarne lubią się zadręczać i szukać winy w sobie. Ofiary również. Pierwszych od drugich różni tak naprawdę jedynie częstotliwość doświadczania epizodów przemocy i ich nasilenie. Każdy prawdopodobnie choć raz doświadczył bycia ofiarą, nie każdy jest jednak obsadzany w roli kozła ofiarnego. Do stania się kozłem ofiarnym potrzeba sekwencji przemocowych zdarzeń, czasem może być to jednokrotne, ale bardzo nasilone i uporczywe doświadczenie przemocy.
Zarówno ofiary, jak i kozły są przekonane, że dobrych ludzi nie strąca się w przepaść, musi więc być jakieś racjonalne wyjaśnienie tego, co ich spotkało. To znów opisała Snafu, więc nie powtarzam. 
Problem dla mnie leży gdzie indziej. W tym, że bycie kozłem ofiarnym jest najczęściej niekończącą się sztafetą z jednym uczestnikiem. Ofiarą zaś się bywa, ale nie musi się to układać w schemat. Odpowiedź na pytanie kozła ofiarnego "dlaczego mnie to dotyka?" nie rozwiązuje tego problemu, co najwyżej może doprowadzić kozła do pustelni, ponieważ z każdą przeżytą sekwencją zawodzą nas kolejne osoby, a poczucie osaczenia i potrzeba izolacji narastają.
Można ściągnąć dżinsy, nie da się dobić wyróżniających cech wewnętrznych - większego talentu muzycznego, daru do tworzenia ciętych ripost i bonmotów, poczucia humoru, zacięcia matematycznego, które wkurwi humanistów.
Czasem odpowiada się za wyniki własnej pracy: udane życie rodzinne, fajną robotę i pierdyliard przeczytanych książek, które co gorsza się pamięta i potrafi adekwatnie wpleść w dyskusję.
Można odpowiadać za przodków - równie zły jest tatuś w UB, co dziadek w Szarych Szeregach. Nawet pradziadek z Polesia, niepiśmienny chłop pańszczyźniany może dać asumpt do nienawiści, ponieważ nieopatrznie przywołałeś jego przykład w dyskusji o reformie edukacyjnej.
Wreszcie - możesz beknąć za to, jak wyglądasz i z kim sypiasz (oraz z kim NIE sypiasz). Fatalne w skutkach może się okazać bycie rodzicem dziecka niepełnosprawnego i wypadanie z ram stereotypowego obrazu rodzica dziecka niepełnosprawnego. Znajoma matka ciężko chorego dziecka nosiła dżinsy marki GAP. Nie zostało jej to wybaczone. Źle się też sprzedają nienormatywni katolicy - z takimi nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.
Ogólnie: im bardziej cię widać i im mniej wstydzisz się tego, kim jesteś, tym gorzej dla ciebie.
Budzenie fascynacji, współczucia, zainteresowania jest na ogół pierwszym sygnałem alarmowym dla potencjalnych kozłów ofiarnych.

No dobrze, to wiemy już, kto może zostać kozłem ofiarnym, jak również Snafu wyjaśniła, dlaczego nie powinniśmy się czuć z tego powodu winni. Warto więc może zastanowić się, w jaki sposób kozioł ofiarny może odmówić udziału w sztafecie i przerwać sekwencję zdarzeń. Moim zdaniem istnieje tylko jeden skuteczny sposób, ale najpierw zajmijmy się najpopularniejszymi (i mniej lub bardziej równie nieskutecznymi):

1. mimikra

Krzyś i Kasia już ją dla nas przećwiczyli wyżej. W wersji dla świata dorosłych oznacza bardziej wyrafinowane sposoby wtopienia się w otoczenie. Jesteś wśród fanatyków empatii? Bądź empatyczny. Gadają o rosole? Podaj przepis na wołowy z kością. Twoje koleżanki zawalają projekty? Zawal i ty oraz o tym opowiedz z nutą martyrologiczną, ogólnie martyrologia jest bardzo dobrym patentem, bo w tym kraju wszyscy mówią, że mają chujowe życie, chujowe zarobki i chujowe związki.
Szkopuł jest tylko jeden. Po pierwsze stosując zasadę mimikry gwałcisz samego siebie, ponieważ akurat nienawidzisz rosołu, lubisz pracować (a jak zawalisz to niekoniecznie dlatego, bo twój szef to buc- to znaczy on może być dodatkowo bucem, ale projekt zawaliłeś ty i masz tego świadomość) i empatia nie jest dla Ciebie synonimem wszechogarniającego miłosierdzia.
Jak długo więc wytrzymasz? To jest pytanie pierwsze. Jakie będą rozmiary eksplozji po wielomiesięcznym praktykowaniu męczących implozji? To pytanie drugie, które każe oszacować koszty, prawdopodobnie wyższe niż płacenie ratami. Poza tym skoro strategia mimikry jest taka zajebista to dlaczego czujesz się coraz-bardziej-żałosnym-dupkiem? W najlepszym przypadku doprowadzi cię to lokaty pierwszej na pudle dla najbardziej nudnych ludzi wspominających nieustannie czasy swojej młodości, kiedy to jeszcze nie stosowali mimikry (na każdych imieninach jest przynajmniej jeden taki wąsaty Stefan, choć on akurat został Stefanem nie z powodu mimikry, a dlatego, że od początku nie rokował na nic więcej ponad wspomnienia znad kieliszka gorzkiej żołądkowej. No ale czasem Stefan ma inną historię i o tym jest ta notka). W najgorszym wypadku doprowadzi cię to na skraj przepaści, gdzie twoja stopa wymierzy precyzyjnego kopa w dupę kozła ofiarnego, którego sam tam doprowadzisz i obciążysz go swoją złością z powodów powyższych. Większość obywateli to kryptokozły, które z każdym zrzutem w przepaść oddychają z ulgą, że tym razem jeszcze nie na nich padło. Niektórzy po osiągnięciu wieku średniego i spieprzeniu życia wystarczająco dużej liczbie ludzi wyjeżdżają pod Augustów zakładać plantacje lawendy i piszą poradniki "jak wyrzekłem się pracy w korpo i odnalazłem siebie". Czasem - zgodnie z teorią Girarda- na karcie tytułowej wpisują dedykację dla najlepiej zapamiętanego przez siebie kozła, zupełnie jakby miało mu to coś wynagrodzić, a autora ocalić od samowiedzy, że zachowywał się jak skurwysyn.


2. mamtowdupie

Bardzo popularna strategia. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni, silne drzewa wicher głaszcze, wal we mnie jak w bęben, to mnie łaskocze i takie tam. Bardzo durna taktyka, niestety uwodząca całe rzesze. Po pierwsze nie ma ludzi mających totalnie wszystko w dupie, a nawet jeśli są to mają Aspergera i nie muszą stosować żadnych dodatkowych strategii. Po drugie im bardziej nie ma miodku w baryłeczce tym większa pokusa, aby do baryłeczki nieustannie zaglądać i sprawdzać ją na tę okoliczność, co finalnie osiąga rozmiary modelowej przemocy grupowej i mobbingu/dyskryminacji/stosowania mowy nienawiści.
Dodatkowo ofiara, kiedy już w końcu dotrze do ostatecznej granicy ostateczności, nie spotka się z żadnym współczuciem, bo otoczenie jej skrzętnie przypomni wszystkie wcześniejsze deklaracje, że przecież miała to w dupie i myśmy myśleli, że ty tak naprawdę. To jest też moment opisany przez Snafu "oesu, zupełnie nie masz poczucia humoru". Uderzenie w tym momencie z cytatami z kodeksu karnego i odwołaniami do społecznych norm jest jakby spóźnione o te kilka lat, miesięcy czy tygodni, w których ofiara pokazywała, że ma wyjebane na bycie ofiarą.
Ten moment czasem jest też momentem, w którym zdesperowana ofiara decyduje się pokazać podbrzusze, aby udowodnić, że halo! też jestem człowiekiem, a nie cyborgiem. O ile akurat nie mówimy o środowisku kibiców Widzewa ma to szansę przynieść krótkotrwały rezultat w postaci paru wymruczanych ekskjuzów, po czym w jakiś czas później następuje kolejne grupowe uderzenie, tym razem wykorzystujące moment ujawnionej słabości i wiążące się z nim informacje o emocjach ofiary. Najczęściej to uderzenie jest już finalne i po nim następuje mission accomplished, game over.

3. podejdźmy do tego racjonalnie

Strategia immanentnie idiotyczna z powodu przyjęcia a priori, że rozmawiamy o ratio. Nie rozmawiamy. Przegrasz, tyle że agonia potrwa dłużej.

4. izolacja

Pierwsza ze skutecznych strategii. Ma jedną wadę - po paru sztafetach czujesz się ograbiony z czasu, który pochłonęło wchodzenie w grupę, zdobywanie doświadczeń i nawiązywanie relacji przynoszących finalnie gorycz i poczucie bycia totalnie wychujanym. Zalety - istnieje możliwość, że w przyszłości obniżysz swoje poprzeczki unikając ponownego przeżycia klasycznej sekwencji przemocy, bo twoje oczekiwania będą wejściowo niższe. Ryzyko: zostaniesz starym dziadem, którego będzie chciało zapraszać jedynie TokFM, abyś opowiedział o uczuciach, które budzą w tobie wózkowe.
W wariancie najlepszym uda ci się spotkać ludzi z podobnymi doświadczeniami, którzy będą gotowi do założenia nieformalnej grupy banitów. Nigdy o tym nie porozmawiacie wprost. Coś za coś.
Możesz jeszcze urodzić/przysposobić/spłodzić dzieci, dają przez długi czas poczucie prawdziwej wspólnoty i lojalności, przynajmniej do czasu pokwitania.

5. działania formalne

Prokuratura, ściganie stalkingu, oskarżenie o mobbing, pisma przedprocesowe, te sprawy. Na ogół ofiarom nie chce się tego robić ponieważ powątpiewają w skuteczność takiej reakcji. Skądinąd słusznie zapewne.
Niemniej moje doświadczenie jest takie, że pismo przedprocesowe może zdziałać cuda, więc ja akurat polecam. Istnieje grupa pobożnych Żydów celebrująca ofiary z kozłów głównie z powodu poczucia, że nie zostanie podjęta próba wyciągnięcia konsekwencji. W jej przypadku działanie formalne może odnieść dobry skutek. Drugi plus tej strategii jest taki, że pozycji ofiary wchodzisz w rolę powoda, co jest ogólnie wzmacniające.
Minus natomiast polega na tym, że wiele rodzajów przemocy nie wypełnia jej formalnych definicji bądź są przeprowadzane metodami na tyle perfidnymi, że nie sposób ich udowodnić podpinając pod konkretny paragraf.
Ta strategia raczej nie doprowadzi do skutecznego zaprzestania sztafety, ale może uciąć tę konkretną sytuację, poza tym zostajesz odtąd wirtualnie wytatuowany maksymą "if you cannot be a good example, then you'll just to have be a horrible warning". W tym przypadku bycie horrible warning ma jednocześnie walor bycia good example dla innych. 

miły głask prawie na koniec

Stracony kozioł ofiarny wg klasycznego schematu girardowskiego ostatecznie ulega sakralizacji. Jeśli cię to więc pocieszy za parę dekad masz szansę na ładne epitafium.

A teraz już naprawdę na koniec jedno zdanie o jedynej skutecznej strategii przerwania sztafety ofiarnej:

Nie spychaj ludzi na skraj przepaści. I nie ucz tego swoich dzieci.