środa, 10 czerwca 2015

missing the fertility train

Taki tytuł będzie mieć jedna z sesji na tegorocznym kongresie ESHRE (Europejskiego Towarzystwa Ludzkiego Rozrodu i Embriologii), więc pomyślałam, że bardzo ładnie nam nawiązuje do spotu, nad którym pastwi się aktualnie połowa znanych mi Internetów (drugą połowę najwidoczniej omijam).
Spot wyprodukowała Fundacja Mamy i Taty znana skądinąd z realistycznych postulatów zakazania rozwodów w pierwszym roku trwania małżeństwa (źródło) albo pisząca odezwy w sprawie zablokowania konwencji antyprzemocowej. Spot możecie obejrzeć tutaj, jeśli jakimś cudem jeszcze go nie widzieliście:





Tym razem Fundacja postanowiła się zająć kobietami bezdzietnymi. Gdyż albowiem dzieci rodzą się w wyniku partenogenezy. Co więcej te kobiety jeżdżą sobie do Paryża i budują domy, ale nie znalazły w agendzie czasu na dziecko. Suki.
Niepłodność z powodów społecznych owszem, istnieje.
Ma jednak nieco więcej składowych niż odkładanie rodzicielstwa na później z powodu kredytu na trzeci dom w Konstancinie.

mieszkanie i praca

Jeśli jeszcze nie zorientowaliście się, żyjemy w kraju, w którym ponad 41% ludzi w przedziale 24-35 lat mieszka z rodzicami (dane Eurostatu). Czy to pierogi mamusi są takie smaczne, czy może niedzielne mięsiwo przyrządzane przez papę wyśmienicie smakuje? Hm, a może wynika to jednak z faktu, że taka na przykład firma InPost (jej szef firmuje obecnie nową partię nowoczesna.pl, pod której rządami będzie nam się żyło dostatniej, bardziej przedsiębiorczo i dostaniemy kasę na start-upy) zatrudnia ponad 92% pracowników na tzw. umowy śmieciowe? Nic tylko kiecę zadzierać i lecieć rodzić te dzieci, prawda? Anno Domini 2015 nie mówimy już o ludziach, ludzie są passe, liczą się zasoby ludzkie, elastyczność, przedsiębiorczość, bezpłatne staże, rotacyjność tychże zasobów i takie tam różne, z których powinniście zasadniczo wyczytać, że nie będzie żadnego bezpieczeństwa pracy, pasożyty, czasy komuny minęły.
No więc nie mamy stabilnej pracy. I nie mamy mieszkania, które moglibyśmy sobie za tę pracę kupić, gdyż nie mamy również zdolności kredytowej. Często nie mamy także kapitału społecznego, aby postarać się o jedno i drugie.

plemniki i jajeczko

Drugą składową jest brak partnera.
W przeciwieństwie do galaktyki, w której żyją ludzie z Fundacji Mamy i Taty, większość homo sapiens żyjących na Ziemi uważa posiadanie partnera/rki za dość istotny czynnik sprokurowania potomka.
Oczywiście mogłybyśmy - my, kobiety - pójść do banku spermy. W końcu jak szaleć w imię dobra narodu to szaleć. Jednocześnie za chwilę w życie wejdzie nam prawdopodobnie ustawa o leczeniu niepłodności, która w obecnym kształcie zakazuje stosowania technologii rozrodu w przypadku kobiet samotnych. Musisz mieć faceta, przykro mi. Jeśli go nie masz, zostaniesz bezdzietną suką. Również mi przykro. Możesz ewentualnie zrobić sobie dzidziusia na boczku, wtedy też będziesz suką, ale nieco mniejszą (POZBAWIĆ DZIECKO OJCA?!!). Jeśli przypadkiem jesteś kobietą samotną i do tego niepłodną, nie ma dla ciebie wyjścia poza oswojeniem swojej sukowatości i pogodzeniem się z nią.

(Nie wiem, czy Was również tak fascynuje niespójność tych wszystkich konserwatywnych komunikatów? Jest tylko jedna narracja i jest nią heteroseksualne małżeństwo z dwójką dzieci, oboje pracują, oboje mają mieszkanie, oboje głosują, oboje chodzą do kościoła. Nie mieścisz się w tej narracji - wypierdalaj do Norwegii)

Porzucając tę dygresję, wierzcie lub nie, ale są ludzie, którzy znajdują swoją drugą połowę po trzydziestym roku życia. Płodność kobiety zaczyna spadać po 35 roku życia. Co z nimi? Ach, zapomniałam, już ustaliliśmy, że to suki.

niepłodność

Trzecią składową jest niepłodność. Przydarza się co szóstej parze. Do namalowanego obrazka naszego kraju dodajcie również dość dramatyczny stan wiedzy o ludzkiej płodności, na przykład zachęca się nas do naprotechnologii, a lekarze każą badać poziom prolaktyny (spędziłam wczoraj pół dnia w Sejmie, gdzie niejaki poseł Hoc, lekarz z zawodu, apelował właśnie o badanie prolaktyny jako najlepszego prognostyka niepłodności. Dla Waszej informacji: oznaczanie poziomu prolaktyny jako rutynowe badanie niepłodnościowe zostało zarzucone na początku lat dwutysięcznych, ponieważ niczego nie wnosi do diagnostyki i mamy na to rekomendacje. Zasadne jest tam, gdzie kobieta nie miesiączkuje. I nie myślcie sobie, ze pan Hoc nie praktykuje, skoro jest posłem na sejm. Owszem, praktykuje. I owszem, zapewne wciska ten kit swoim pacjentkom, które mają sporą szansę znaleźć się za parę lat na miejscu bohaterki tego spotu, ponieważ ktoś im ukradł czas rozrodczy wysyłając na bezsensowne i niezgodne ze współczesną wiedzą medyczną badania diagnostyczne).
Gdybym miała dostawać złotówkę za każdą wysłuchaną historię o wieloletniej bezdzietności z powodu ignorancji lekarzy, a czasem po prostu ze zwykłej chęci lekarskiego zysku (pacjentka niepłodna jest złotą kurą - regularny monitoring cyklu, usg, regulacja leków... nic tylko zbierać jaja i robić z nich złotą jajecznicę) mogłabym sama sfinansować kampanię społeczną na dowolny temat, na przykład:

Ona i on siedzą na kanapie, on mówi "myśleliśmy o dziecku, ale zanim dorobiliśmy się etatów moja żona skończyła 37 lat i jest coraz ciężej. Straciliśmy trzy lata na bezsensowne i nieskuteczne leczenie. Zresztą szef mówi, że i tak by ją zwolnił po macierzyńskim". W tle meblościanka i stolik lack z Ikei, wymowne świadectwo luksusu proporcjonalnego do zarobków

galopująca starość

Bohaterka spotu ma na oko 30- 35 lat. To nie jest wiek na przyobleczenie trumiennego giezła. To nie jest wiek na odzianie swoich jajników w takowe. To wiek, w którym spokojnie można mieć dzieci. I tak będzie gdzieś do 40 roku życia, potem też będzie można je mieć, choć może mniej spokojnie. Kolejna kula w płot.

sprawdź menopauzę w rodzinie

...radzi blogerka Segritta. Rodzinny wywiad ma zaopatrzyć kobietę w wiedzę, ile ma biologicznego luzu zanim jej jajniki zamienią się w poskręcane strączki. Do tego czasu hulaj dusza, piekła nie ma. Niestety Segritta głupio radzi: matkami kobiet z Zespołem Turnera są kobiety w pełni płodne. Matkami kobiet, którym przydarzy się przedwczesne wygasanie czynności jajników są również kobiety w pełni płodne. Na tym skończę wymienianie przykładów, konkluzja jest chyba jasna. Dociekliwym podam, że jedynym pewnym sposobem na oszacowanie swojej rezerwy jest wykonanie badania AMH i FSH oraz ocena pęcherzyków antralnych podczas USG. Warto również nadmienić, że badanie AMH nie jest refundowane przez NFZ, co wraca nas ponownie do przesłania spotu: inwestujcie w demografię, ale za swoją kasę.

nie każdy chce mieć dzieci

To na tyle jasne, że nie rozwijam. Z punktu widzenia dobra dziecka zdecydowanie lepiej jest, aby mieli je rodzice rozpoznający emocjonalną potrzebę bycia rodzicami, a nie ci, których zmusi do tego społeczna norma.

macica czyni kobietę

Niektóre kobiety rodzą się z zespołem MRKH wiążącym się z brakiem macicy. Inne ją tracą w wyniku histerektomii. Nie przestają być od tego kobietami. Tomasz Terlikowski uważa wprawdzie, iż:

Szczęśliwy mężczyzna to ten, którego małżonka jest jak płodny szczep winny, a szczęśliwa kobieta to ta, która nie obawia się swojej płodności, bo ufa swojemu mężowi.

Ale zostawmy panu Tomkowi jego własne porno, niech chłopak ma. W końcu niewiele ma.

mam dom, ale nie mam na in vitro

Bohaterką spotu została młoda kobieta sukcesu, którą stać na chatę pod miastem i wypady do Paryża, jednak z powodów dla mnie zupełnie niejasnych "nie zdążyła zostać mamą" i sytuacja ta nosi znamiona trwałości,  zupełnie jak gdyby koszt leczenia metodą IVF wynosił równowartość siedmiu mercedesów. Otóż wynosi ok. 7 tysięcy złotych za procedurę i ok. 1000-2000 zł za leki, które od lipca 2014 roku są refundowane do poziomu 70% ich wartości. Czy autorzy spotu mogliby więc przestać żenić kit?
Problem finansowy przy ivf zaczyna się na poziomie "nie mam zdolności kredytowej, nie mam zamożnej rodziny i przyjaciół, nie mam czego sprzedać w lombardzie". Przed refundacją in vitro (od lipca 2013) ten poziom dotyczył znakomitej większości par. Ale to nie one zostały sportretowane w spocie. Sportretowano w nim przedstawicielkę klasy uprzywilejowanej, którą akurat na leczenie stać. Zdecydujcie się więc, ludzie z Fundacji Mama i Tata, czego jeszcze nie zdążyliście sprawdzić na etapie analizy społecznej i ekonomicznej, zanim bielmo misji ideologicznej przysłoniło wam realia.

młot na kobiety

podsumowując:

- Ministerstwo Zdrowia (oraz żadne inne) nigdy nie zorganizowało kampanii społecznej dotyczącej profilaktyki niepłodności i promocji płodności;

- nie uczymy naszych dzieci podstawowych informacji o mechanicznej antykoncepcji tj. prezerwatywy, które skutecznie zapobiegają przenoszeniu chorób wenerycznych, jak również nie uczymy ich potrzeby konsultacji dermatologicznych i ginekologicznych, przez co rosną ich szanse na niepłodność w wieku dorosłym spowodowaną powikłaniami po STDs (sexual transmitted diseases);

- utrzymujemy kierunek polityki ekonomicznej nastawiony na elastyczność zatrudnienia i dopieszczanie Lewiatana, przez co ludzie znający angielski dają łyżwę do krajów z lepszym socjalem, a ludzie bez znajomości angielskiego zaczynają się go uczyć, bo etat w Polsce staje się dobrem coraz bardziej luksusowym;

- tacierzyński istnieje głównie na papierze, żłobków jest za mało, zawodowa dyskryminacja matek istnieje;

- odpowiedzią na niepłodność padającą z ław sejmowych jest naprotechnologia (metoda o niskiej skuteczności, bez wiarygodnych badań, za to z aprobatą Watykanu)

- nieściągalność alimentów w Polsce sięga 80% i nie wygląda na to, aby kogokolwiek poza samotnymi matkami i środowiskami kobiecymi to na serio martwiło

.... i na to wszystko proponuje nam się cienką kampanię społeczną zachęcającą kobiety do rodzenia dzieci w imię nie wiem czego i kogo, bo na pewno nie zdrowego rozsądku w takich okolicznościach społecznych, jakie od dawna mamy w Polsce.


Osobiście interesuje mnie jeszcze, skąd Fundacja Mamy i Taty pozyskuje środki finansowe na kolejne kampanie (jedna bardziej kuriozalna od drugiej, a każda z bombastycznymi patronatami m.in. Ministerstwa Sprawiedliwości czy Rzecznika Praw Dziecka, że o lukratywnej Cisowiance nie wspomnę). Mnie nigdy nie było dane to szczęście, ale niepłodność zawsze sprzedawała się gorzej niż kopanie kobiet będące, jak się zdaje, ulubionym sportem narodowym. Zawsze więc się znajdzie jakiś darczyńca.
A wracając do tytułu sesji na ESHRE -tak, problem istnieje, choć w Polsce mimo wszystko jeszcze  nie jest dotkliwy (średnia wiekowa pierworódki wynosi ok. 27-28 lat). Jego rozwiązanie jest w teorii proste: należy przekonać ludzi, że rodzicielstwo jest jednym z planów realizowanych równolegle do kariery, zdobywania wykształcenia i stabilizacji życiowej. Taki zamysł towarzyszył zapewne twórcom spotu. Czego zabrakło? Ludzi w miejsce "kobiet", a nade wszystko pamięci o tym, że zastraszanie perspektywą braku dziecka nie przekona nikogo, kto wciąż nie ma za co się utrzymać, bo własny kraj daje mu na to nikłe szanse.
Z tego powodu zapewne wciąż nie wpadliśmy na lepszy demograficzny pomysł niż zakaz aborcji i brak dofinansowania antykoncepcji. Jaki kraj, takie spoty.