piątek, 27 marca 2015

kandydat Duda i in vitro



Kandydat Duda chce zostać prezydentem Polski, jednak droga do celu najeżona jest licznymi przeszkodami i jedną z nich jest konieczność wykazania się przez kandydata poglądem na każdą dziedzinę życia. I to właśnie z tej okazji pomówimy o in vitro.

Poglądy kandydata Dudy odznaczają się w tej materii, jakby to ująć, pewną labilnością.
Zaczęło się od oświadczenia, iż poglądy kandydata Dudy na in vitro są zgodne ze stanowiskiem polskiego Episkopatu (09 marca, "Jeden na jeden", TVN24), co wprawdzie wyjaśnia, dlaczego Episkopat powinien lubić pana Andrzeja, ale nie wyjaśnia, czemu pan Andrzej chciałby być akurat prezydentem Polski, a nie głową Watykanu. Kilka godzin później sztabowcy najwyraźniej zorientowali się, iż po złożeniu hołdu Episkopatowi czas na zmiękczenie w duchu relatywizmu i szacunku dla wyników sondaży społecznych. Dlatego jeszcze tego samego dnia podczas konferencji prasowej Duda utoczył okrągłe i zgoła przeciwne od poprzedniego zdanie:

Rozumiem tych rodziców, małżonków, którzy z różnych przyczyn dzieci mieć nie mogą
To miłe. Kandydat Duda rozumie niepłodnych, wprawdzie jedynie małżonków, ale od czegoś, prawda, trzeba zacząć. Przyciśnięty przez reporterów wyznał jednak:

Proszę się nie dziwić, że jako prezydent Rzeczypospolitej, który ma takie poglądy a nie inne, który jest człowiekiem wierzącym, ja się nie waham tego powiedzieć, jestem przeciw tego typu rozwiązaniom.

Rozumiem Was, ale nie podpiszę. Leczcie się, ale nie powinniście. Wspieram poszukiwania rozwiązania problemu, z tym że jestem przeciwny tym rozwiązaniom.
Spójność tych komunikatów uwodzi: w 2012 roku Duda podpisał projekt obywatelski Inicjatywy Contra In Vitro, którego celem była penalizacja in vitro w Polsce i wsadzanie ludzi do więzień. Tych samych ludzi, których pan Andrzej obecnie w roku 2015 deklaruje, że rozumie.
Gdyby ludzie w Polsce faktycznie byli traktowani jako intelektualnie i moralnie zdolni do podejmowania decyzji o sobie samych, historia polskiego ustawodawstwa wyglądałaby zgoła inaczej. Dlatego właśnie w retoryce Andrzeja Dudy i, nazwijmy to, prawicowej myśli etycznej, pacjenci poddający się procedurze in vitro występują w roli potencjalnych morderców, a nie intencjonalnych rodziców.
Zostawmy jednak wprowadzenie i przejdźmy do rozmowy Macieja Zakrockiego z TokFM z Kandydatem Dudą. Tak się niefortunnie złożyło, iż właśnie tego dnia jechałam samochodem słuchając radia, kompletnie uwięziona w blaszanej puszce i bez możliwości zapalenia papierosa, rąbnięcia pięścią w stół oraz przekazania panu Andrzejowi kilku ciepłych słów komentarza.  Ale są blogi. Dlatego słowo po słowie będziemy dekonstruować:

Maciej Zakrocki: Obecnie nie mamy żadnej ustawy regulującej in vitro, a procedury dotyczące in vitro mają miejsce. Istnieją w próżni prawnej. Czy według pana nie jest lepszy projekt porządkujący również kwestię ochrony zarodków niż brak jakichkolwiek przepisów?


Andrzej Duda: Ten projekt jest niezwykle liberalny i zgodzić się z nim nie mogę. Mówię "nie" w odniesieniu do konkretnych rozwiązań, które w tym projekcie są proponowane. Oczywiście, dziś panuje "wolna amerykanka", ale jeśli projekt zostanie uchwalony, to ta "wolna amerykanka" zostanie w dużej części prawnie usankcjonowana. A projekt nie zapewnia ochrony życia.

"projekt jest niezwykle liberalny"


tak, dopuszcza metodę in vitro i nie wsadza za nią ludzi do pierdla. Na tym polega jego zaawansowany liberalizm.

"jeśli projekt zostanie uchwalony to ta "wolna amerykanka zostanie w dużej części prawnie usankcjonowana"

nie, ale poważnie, sięgnijmy do Słownika Języka Polskiego PWN, bo mamy niejaki problem z mową ojczystą:

 wolnoamerykanka
1. «walka, zwykle zapaśnicza, w której wszystkie chwyty są dozwolone»
2. pot. «sposób postępowania polegający na nieprzestrzeganiu żadnych norm»



Kandydat Duda wnosi, iż przyjęcie legislacyjnych norm w zakresie dopuszczalności wykonywania procedury in vitro doprowadzi do prawnego usankcjonowania nieprzestrzegania żadnych norm. Jeszcze prościej: prawo, eliminując szary rynek, wesprze szary rynek. Wykonaj rozbiór zdania w duchu "Logiki praktycznej" Ziembińskiego. Funny fact: Andrzej Duda ma wykształcenie prawnicze, a nawet posiada stopień doktorski.

"projekt nie zapewnia ochrony życia"

Projekt ustawy przewiduje, iż zabronione staje się niszczenie zarodków o zachowanym potencjale rozwojowym. Odwołując się do treści projektu i uściślając, czym jest zachowany potencjał rozwojowy:

Rozdział 3, Postępowanie z komórkami rozrodczymi i zarodkami w procedurze medycznie wspomaganej prokreacji, Art. 23.


2. Zarodkiem zdolnym do prawidłowego rozwoju jest zarodek, spełniający łącznie następujące warunki: l) tempo i sekwencja podziału komórek, stopień rozwoju w odniesieniu do wieku zarodka, budowa morfologiczna uprawdopodobniają prawidłowy rozwój;
2) nie stwierdzono u niego wady, która skutkowałaby ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo nieuleczalną chorobą.
3. Niedopuszczalne jest niszczenie zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju powstałych w procedurze medycznie wspomaganej prokreacji nieprzeniesionych do organizmu biorczyni.

Projekt wprowadza również do Kodeksu karnego kary za niszczenie zarodków:


Art. 83. Kto niszczy zarodek zdolny do prawidłowego rozwoju powstały w procedurze medycznie wspomaganej prokreacji, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.

Mimo to kandydat Duda uważa, iż projekt nie zapewnia ochrony życia. Interesujące. No ale idźmyż dalej, co tam nam jeszcze pan Andrzej wyperorował:

Andrzej Duda: Nadal mamy sześć prób [zapłodnienia - red.] i zamrażanie [zarodków - red.]. Dzisiaj nikt nie jest w stanie określić skutków zamrażania. Sprowadza się to do niszczenia życia. Ja się z tym nie zgadzam. Podstawową kwestią jest zakaz mrożenia.

 Kandydat Duda przyjął, iż skoro on nie rozumie mechanizmu fizjologii mrożenia embrionów to wynika z tego automatycznie duży kwantyfikator: NIKT nie rozumie. Bez przesady, panie Andrzeju, ktoś panu jednak ten tytuł doktorski dał i nie ma powodu do nazywania siebie nikim.

Kriokonserwacja ludzkich gamet ma prawie 200 lat historii i zaczęła się od obserwacji, iż zamrożone w śniegu plemniki po ogrzaniu ponownie wykazują ruch. Wiemy także, że przy gwałtownym schładzaniu gamet i zarodków uszkodzeniu mogą ulec błony lipidowe czy wrzeciono podziałowe. Jeśli zaś schładzamy komórkę do bardzo niskich temperatur to mogą w niej powstać szkodliwe kryształy lodu. Dlatego własnie stosujemy krioprotektanty obniżające punkt krystalizacji wody, zaawansowaną aparaturę i ultraszybkie zamrażanie (tzw. witryfikację, która eliminuje kryształy). Wszystkie te metody są wystandaryzowane. Rzućmy okiem na skrótową historię mrożenia w embriologii i na jego skutki:




Autor pracy Rok wydania, publikacja wydarzenie
Bunge Richard i Sherman 1953
Bunge, R.G. and Sherman, J.K. (1953) Fertilizing capacity of frozen human spermatozoa. Nature, 172, 767–768.
pierwsza ciąża po inseminacji nasieniem, które uprzednio zostało zamrożone. Dziś mrożenie nasienia jest standardową techniką stosowaną na całym świecie.
Alan Trounson, Linda Mohr 1983

Trounson, A. and Mohr, L., Human pregnancy following cryopreservation., thawing and transfer of an eight-cell embryo. Nature. 305, 707, 1983
pierwsza ciąża otrzymana po transferze wcześniej zamrożonego zarodka
Christopher Chen 1986
Chen C., 1986 Pregnancy after human oocyte cryopreservation. Lancet 1884–886




pierwsza ciąża uzyskana po transferze zarodka z zamrożonej komórki jajowej  





jak widać w tabelce dziś mrozimy już nie tylko plemniki, które akurat mrozi się łatwo i przyjemnie, a poza tym mrozi się je również z powodów bezpieczeństwa (okres inkubacji wielu chorób zakaźnych wynosi ok. 6 miesięcy, dlatego nasienie dawców się zamraża i sezonuje, a następnie ponownie bada). Mrożenie nasienia jest stosowaną od lat 50-tych metodą zachowywania płodności u mężczyzn poddających się terapiom onkologicznym. Dzięki zamrożeniu nasienia i metodzie in vitro mogą zostać w przyszłości ojcami mimo utraty płodności wskutek radioterapii. Czyż to nie wielki sukces medycyny i nauki? Andrzej Duda tak nie sądzi.
Mrozimy również zarodki, komórki jajowe, a nawet tkankę jajnikową, co ma wielkie znaczenie dla młodych kobiet chorujących na nowotwory, jak również stanowi obiecującą szansę dla dziewcząt z zespołem Turnera.
Ale rozumiecie: dzisiaj nikt nie jest w stanie określić skutków zamrażania.
"Hej, ale zaraz!" - zawoła jakiś szczupły blondynek z ostatniego rzędu, który ma słabość do pana Andrzeja - "panu Jędrkowi chodzi o dzieci! Nie znamy skutków mrożenia dla zdrowia dzieci!".
No niestety. Znamy.
Co gorsza już wczesne prace (np. Wennerholma z 1998 publikowana w Lancecie) nie znalazły różnic między kondycją dzieci urodzonych z zamrożonych zarodków i tymi, które w stadium zarodkowym transferowano "na świeżo". Dalej było jeszcze gorzej: badania Kallena z 2005 roku, Wanga z 2005 i Shiha z 2008 wykazały, iż w porównaniu z grupą "świeżaków" dzieci urodzone w wyniku zamrożenia zarodków mają się ogólnie lepiej. Rzadziej występowało urodzenie wcześniacze, a masa urodzeniowa noworodków z zamrażarek była wyższa. Smuteczek. Potem zresztą doprowadziło to do wielkiej naukowej debaty i wysunięcia hipotezy, że przyszłością światowego in vitro będzie rutynowe mrożenie zarodków i transferowanie ich do macicy w kolejnych cyklach. Dlaczego? Ponieważ zaczęto łączyć lepszą kondycję dzieci po kriotransferach (transferach mrożonych zarodków) z faktem lepszej kondycji ciążowej i okołoporodowej kobiet, co z kolei doprowadziło do światłego wniosku (i zważ, czytelniku, jak bardzo jest to logiczne - aż dziwne, że wcześniej nikt na to nie wpadł, prawda?), iż uspokojony organizm i wyciszone endometrium w macicy stwarza lepsze szanse zarodkowi, niż transferowanie go na świeżo do organizmu matki wymęczonego właśnie intensywną stymulacją hormonalną. I dlatego właśnie dzieci urodzone z mrożonych zarodków mają się ogólnie lepiej wewnątrzmacicznie, a co za tym idzie - również i zewnątrzmacicznie, kiedy się już urodzą.
Jak to ujął obrazowo pewien profesor ginekologii: "przez lata koncentrowaliśmy się na doskonaleniu samolotów i szkoleniu pilotów zapominając, że pas startowy - czyli kondycja macicy i dobrostan organizmu kobiety - są kluczowe dla bezpiecznego wylądowania samolotu".
Celowo zamieszczam tę anegdotkę, ponieważ język prostych porównań może być łatwiej aplikowalny na możliwości poznawcze zwolenników Andrzeja Dudy. To tak jak z samolocikiem, pamiętajcie, kochani.
No to teraz przejdźmy do rozważań nad naturą. Natura jest ulubionym argumentem w dyskusji o in vitro, więc nie mogło jej zabraknąć również w przemyśleniach kandydata Dudy:

Metoda in vitro wzbudza moje ogromne wątpliwości. To jest sprzeczne z naturą. Zapłodnienie odbywa się w warunkach całkowicie sztucznych. Nie ma naturalnych elementów, gdzie występuje konkurencja ogromnej ilości plemników, gdzie wygrywa ten najsilniejszy z milionów. Tutaj tego nie ma. To próba poprawiania pana Boga. Akt zapłodnienia ma też swoje znaczenie psychologiczne. To akt miłości.


No dobrze, od czego by tu zacząć młóckę? I to nęci, i to kusi.
Może od sprzeczności z naturą, to elementarne, Watsonie. Był Pan szczepiony, Panie Andrzejku? Antybiotyk Pan brał? Ktoś w rodzinie nosi okulary, endoprotezę, bierze insulinę? Nie ma sensu chyba komentować tego szerzej. Powoływanie się na naturę w czasach zaawansowanej medycyny, której beneficjentem ostatecznie był, jest lub będzie każdy z nas, jest niedorzeczne, poza tym że nierzetelne.


Zapłodnienie odbywa się w warunkach całkowicie sztucznych


Dodajmy, że przez 3 do 5 dni. Ciąża u człowieka trwa 266 dni. Prosty rachunek pozwala odkryć, iż 261 dni tej ciąży zarodek, a następnie płód spędzi w środowisku całkowicie naturalnym, jakim jest macica. Wydaje się jednak, że to nie wystarcza. Tych 5 dni rozwoju do blastocysty warunkuje nie tylko poglądy Dudy na naturalność, ale również prawdopodobnie przyszłe życie dziecka i kolejnych pokoleń.



Nie ma naturalnych elementów, gdzie występuje konkurencja ogromnej ilości plemników, gdzie wygrywa ten najsilniejszy z milionów. Tutaj tego nie ma.


No i niespodzianka, mały niedouczku.
Zapłodnienie in vitro przeprowadzone z sukcesem pierwszy raz przez Steptoe i Edwardsa w 1978 roku było - o czym dziś wiele osób zupełnie nie wie - metodą dedykowaną kobietom z niedrożnymi jajowodami. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ dopuszczenie do IVF wymagało w pełni płodnego partnera, którego plemniki będą zdolne przeniknąć do komórki jajowej i pokonać przeszkody. To nie była metoda adresowana do par, w których to mężczyzna był niepłodny - a takich par jest połowa spośród wszystkich niepłodnych. Dla nich urodzenie Louise Brown nie zmieniło zupełnie nic. Przedstawiana dziś w mediach grafika ilustrująca zapłodnienie in vitro, wyglądająca z reguły mniej więcej tak:




nie ilustruje wcale zapłodnienia in vitro, a zapłodnienie in vitro ICSI, co na polski tłumaczy się wdzięcznie jako "docytoplazmatyczna iniekcja plemnika". Dość łatwo rozszyfrować ten termin patrząc na zdjęcie, prawda? W tej małej pipetko-igiełce znajduje się właśnie plemnik, który laborant aplikuje bezpośrednio do komórki jajowej.

Ale początki in vitro były zupełnie inne.
Wtedy pobierano od kobiety komórki jajowe, a od jej partnera - nasienie. Komórki umieszczano na szalce Petriego i wlewano do nich chmurę plemników. Wyglądało to tak:



Dalej działała w zasadzie czysta natura: plemniki musiały przejść proces naturalnej kapacytacji i reakcji akrosomowej, które - w dużym skrócie - umożliwiają osiągnięcie zdolności do penetracji otoczki komórki jajowej. Plemnikom zajmuje to ok. 6 godzin. Siłowały się więc w płynie pęcherzykowym, ale żeby mogły ukończyć pomyślnie proces zapłodnienia musiało ich być a) dużo b) dużo dobrej jakości (morfologia) c) dużo ruchliwych.
Zważywszy na fakt, iż męska płodność spada od kilkudziesięciu lat, a połowa przypadków niepłodności jest spowodowana tzw. czynnikiem męskim polegającym z grubsza na tym, iż plemniki nie spełniają punktu a), b) lub c) albo wszystkich łącznie, pozostawianie tych nieruchawych i nielicznych plemników na szkiełku z jajem nie zmieniało niczego. Dojrzała, pulchna i piękna księżycowa komórka czekała na spóźnionych gości, aż w końcu - zniechęcona - degradowała się, ponieważ żaden z gości nie przybył.
Zapłodnienia nie było, zarodka nie było i dziecka też nie było.
Niemniej klasyczne in vitro było i jest właśnie odwzorowaniem- dobrze, użyjmy tego słowa - naturalnego procesu zapłodnienia. Odkąd Edwards i Steptoe opracowali tę metodę, zmieniło się tylko to, że  plemniki się siłowały z jajem na szkle, a nie w bańce jajowodu. Dokładnie jak winszował sobie Andrzejek: najsilniejszy z milionów wygrywał.
Co w tym czasie mogły zrobić pary, w których niepłodność leżała po stronie mężczyzny?
Dla par z czynnikiem męskim przez lata jedynym wyjściem było skorzystanie z nasienia dawcy. Albo bezdzietność.
I wtedy przyszedł rok 1994, w którym niejaki Alan Trounson (tak, widzieliście jego nazwisko w tabelce wyżej. Ten facet to miał dar do epokowych odkryć medycznych i do dobrych zespołów badawczych!) wymyślił metodę ICSI.
Trounson przekonał najpierw siebie, a potem cały świat, że plemniki nie muszą być silne, liczne ani szybkie. Wystarczy ich nawet kilka w nasieniu. To co musimy zrobić to ułatwić plemnikowi zadanie i po prostu zaaplikować go bezpośrednio do komórki jajowej. Voila! Dziewięć miesięcy później urodził się zdrowy chłopczyk.
Od tego czasu metoda ICSI jest wykonywana na całym świecie, a medycyna może pomagać również niepłodnym mężczyznom, nie tylko kobietom.
I to jest dopiero cud! Swego czasu zadawałam pytanie lekarzom specjalizującym się w leczeniu niepłodności, jakie wydarzenie w tej dziedzinie medycyny uważają za kamień milowy. Większość głosów była oddawana właśnie na ICSI. Najpełniej wyraził to pewien lekarz z Białegostoku:

"ICSI to było PUFF! Wielkie WOW! Nigdy już potem żadne odkrycie nie zmieniło tak wiele dla tak wielu! Wie pani, co czułem kiedy musiałem odsyłać ludzi do banków nasienia? Jak się zmieniały ich twarze?! I nagle im mówię "damy radę, pomożemy! będziecie mieli swoje biologiczne dziecko!"


No ale Andrzej Duda uważa, że to nienaturalne. A skoro Duda tak uważa to zmienia to oczywiście wszystko. Na przykład anuluje narodziny paru milionów dzieciaków na całym świecie.

Akt zapłodnienia ma też swoje znaczenie psychologiczne. To akt miłości.

Koniecznie powiedz to ofiarom gwałtów, chłopcze.





***





i na koniec parę publikacji, jeśli ktoś chce się bliżej zapoznać:

Wang YA, Chapman M, Black D, Sullivan EA, (2008) 24th Annual Meeting of the ESHRE, What type of transferred embryos gives the best perinatal outcome? (Hum Reprod, Barcelona, Spain), p i40.

Kallen B, Finnstrom O,  Nygren KG, Olausson PO, (2005) In vitro fertilization (IVF) in Sweden: infant outcome after different IVF fertilization methods. Fertil Steril84:611–617.  


Shih W, Rushford DD, Bourne H, Garrett C, McBain JC, Healy DL, Baker HW
(2008)Factors affecting low birthweight after assisted reproduction technology: difference between transfer of fresh and cryopreserved embryos suggests an adverse effect of oocyte collection. Hum Reprod 23:1644–1653