środa, 22 czerwca 2011

jak napisać dobry wiersz?

Jakkolwiek bądź byle nie pierdolić.

Asumpt do tego blyskotliwego stwierdzenia dało dzisiejsze uczestnictwo w zakończeniu roku szkolnego. Nie wiem dlaczego lud polski zanabył przekonanie, że jeśli  ma być godnie to trzeba komunikat zrymować. Znaczy się napisać wiersz.
Po odbębnieniu zwyczajowych występów artystycznych (podkład muzyczny nagrany na starym Grundigu, niezsynchronizowana dziatwa, rachityczne oklaski) przyszedł czas na złożenie podziękowań wychowawczyni.
Rada Rodziców, którą wspieram nota bene z własnej kieszeni, wystosowała na tę okoliczność wiersz pożegnalny wypełniony:

- "księżycowym blaskiem";
- "zmysłowości pełną kobiecością";
- "wspomnieniami rzewnymi";
- "mydełkami pachnącymi z kwiatków na łące";

Załącznikiem do wiersza były rzeczone mydełka i kwiatki.
Nauczycielka się wzruszyła, ja też. Siedziałam na tej twardej ławce mantrując "stara, ja cię proszę, tylko nie miej tego swojego wyrazu twarzy, wizualizuj pustkę".
Panie z tyłu szeptały "bo pani Jola to jak powie to powie. Tak ładnie umie".

Porozmawiajmy więc twardo o publicznych odczytach poezji. Jak kobiety z kobietami lub z mężczyznami czy kto tam to jeszcze czyta:

- jeśli twoi znajomi wybuchają aplauzem po każdym przeczytanym przez Ciebie utworze to znaczy, że robią to bo jest im Ciebie cholernie żal;
- jesli żaden z przyzwoitych miesięczników bądź kwartalników literackich dotąd nie docenił Twojej twórczości, a wysłałaś/eś im próbki co najmniej trzykrotnie to znaczy, że a) nie umiesz pisać lub b) jesteś genialna/y ale tak czy inaczej Twoja twórczość musi dojrzewać teraz w szufladzie i dopiero po śmierci dostaniesz pomnik;
- jesli drukują Cię w Przeglądzie Wędkarskim, Gościu Niedzielnym albo koledzy z działu proszą, abyś zrymował wiersz dla pana kierownika to jest kurewsko źle;
- jeśli w Twoich wierszach znajdują się konsonanse:

cudna/ułudna
pachnące/na łące
kochanie/całowanie

to znaczy, że mentalnie i językowo wciąż znajdujesz się gdzieś w czasach Asnyka. Jeżeli wprowadzisz do swojej twórczości określenia uważane za wulgarne to wprawdzie nadal to będzie 'grafomania meh' ale przynajmniej wyjdziesz z kategorii 'grafomania meh ona chyba studiowała z Mietkiem Foggiem na jednym roku'. W tym sensie pizda jest lepsza od kwiatków na łące.

- najlepszym sposobem odchwaszczenia wiersza jest wykreślenie z niego wszystkich nadmiarowych przymiotników wedle wzoru: maksimum jeden przymiotnik na wers, żadnych wołaczy, wywalić wszystkie rzeczowniki, czasowniki i przysłówki, które mogłbyby się znaleźć w mowie zależnej w  "Chłopach" i w "Trędowatej". To, co zostanie skrócić o połowę. Prawdopodobnie niespecjalnie przypomina to wiersz. Teraz możesz to pokazać ludziom bez ryzyka popełnienia towarzyskiego samobójstwa.

- powyższe nie obowiązuje, jesli dostałaś/eś nagrodę Nobla w dziedzinie literatury lub jakiekolwiek inne wyróżnienie literackie na szczeblu krajowym/międzynarodowym. Wprawdzie to nie musi przesądzać o tworzeniu wielkiej literatury, ale przyzwoita mimikra jest wartością, którą można ze spokojem sumienia docenić.

I to tyle. Oby do początku roku, w którym zgłoszę swoją kandydaturę do Rady Rodziców i za rok to ja będę dziękować nauczycielom. Mową niewiązaną, sztampowo i ze zwykłym "dziękuję", które nie każe się widzom rumienić z powodu cudzej kompromitacji.
A następna notka będzie jak pan bóg przykazał o inwitrze i o tym, co cywilizacja śmierci robi w Sztokholmie.

środa, 15 czerwca 2011

Chłopcze, dziewczyno, pokaż mi swój język i powiedz שָׁלוֹם‎



Ciociu Astrogalizo. Chcę Ci opowiedzieć dowcip.
Imaginujesz sobie salę pełną ludzi, to koordynatorzy wolontariatu z całej Polski. Ludzie wrażliwi społecznie. W dziesiątkach miast, na wsiach i w miasteczkach pracują z ochotnikami, budują społeczeństwo obywatelskie. Zasilają personel hospicjów, tworzą wolontariat 50+, koordynują Szlachetną Paczkę, projekt Koty w Mieście, archidiecezjalne domy dla ofiar przestępstwa...
Teraz pracują nad projektem plakatów. Plakaty mają komunikować inspirujące, zmuszające społeczeństwo do myślenia hasła.
Na warsztat zostały wzięte m.in. agresja wśród młodzieży, aktywność seniorów, bezrobocie.
Sięgam po kartkę, na której kolejni społecznicy wpisywali swoje propozycje haseł o bezrobociu:

bezrobocie to nie bezużyteczność
bez-robocie to nie bez-radność
Daj mi godziwą emeryturę, a zwolnię ci swoje miejsce pracy
Nie bądź żyd, daj pracę!

Zanim przekażę kartkę sąsiadowi z lewej, gryzmolę z boku komentarz do ostatniego zdania "to hasło jest żenujące!!!". Kolejkę później kartka wraca z dopiskiem "i bardzo dobrze, ma być kontrowersyjnie!".
Ciociu Astrogalizo, pewnie pękłaś ze śmiechu.

*
Cofnijmy się do początku.
Wysoki człowiek z dredami reprezentujący fundację Loesje opowiada o jej ideach.
Działalność Loesje ma pobudzać odbiorców do refleksji, a także kreatywnego i twórczego myślenia oraz uświadomić możliwość wpływania na najbliższe otoczenie.
Teksty, które zamieszczane są na drukach (plakatach, pocztówkach, wlepkach), tworzone są często podczas warsztatów kreatywnego pisania tekstów, a ich celem jest dzielenie się pomysłami i ideami, wyrażenie własnych opinii przy użyciu krótkich sloganów. Warsztaty Loesje to okazja do wyrażania swoich poglądów oraz inspiracja do działania, zwłaszcza w najbliższym otoczeniu.
Loesje jako osoba kieruje się wartościami kształtującymi jej myśli oraz słowa. Te wartości to przede wszystkim wolność wyrażania własnej opinii i wolność słowa, tolerancja, umiejętność pozytywnej krytyki, sprzeciwianie się autorytetom. Loesje wierzy w siłę ludzi, własną inicjatywę, kreatywność, niezależność, wolność, akceptację i pokój.


Niech grafika zilustruje, w czym rzecz (z góry przepraszam za jakość, ale to cecha własna plakatów Loesje):



Tak że tak. Holenderska Loesje ma już 24 lata i jest tam świetnie znana, tu jest polska strona, zachęcam, bo fajna.
Wracając do soli tej ziemi rozsypanej hojnie po konferencyjnych krzesłach: uczestnicy właśnie zostali poproszeni o podanie tematów, które wydają im się istotne społecznie. Będą potem robić nad nimi copywriterską burzę mózgów i demokratycznie wybierać hasła, które trafią na plakaty.

"Seniorzy"- zgłasza swój temat wysportowana sześćdziesięciolatka.
"Agresja wśród młodzieży"- woła bujna trzydziestolatka o aparycji pięćdziesięciolatki.
"Psia kupa w mieście"- krzyknął młody działacz.
Korciło mnie, aby rzucić "in vitro", ale ostatecznie podałam hasło "adopcja".

Ruszyliśmy do pracy. Mojej pięcioosobowej grupie przypadły tematy:
- hospicjum to nie kostnica
- adopcja
- oddawanie rodziców do domu starców
- wolontariat 50+
- agresja wśród młodzieży

Zajęta wypisywaniem swoich propozycji, zostawiłam na koniec kartkę z tematem "oddawanie rodziców do domu starców". Kiedy wreszcie wzięłam ją do ręki widniały już na niej następujące hasła:

oddam rodziców w dobre ręce, moje są gorsze
mam psa ze schroniska i rodzica w domu starców
Kablówka, komputer, samochód. Na rodzica brak miejsca
oddam dziadka do domu starców- mało je, dużo śpi

Było ich kilkanaście, wynotowałam tylko te. Ponieważ od pewnego czasu zaczęłam cierpieć na bardzo przykrą chorobę zwaną odwagą publiczną, komentuję na głos treść kartki:
- Hej, zaraz, temat sformułowany jest wartościująco w sposób, który w ogóle nie uwzględnia woli rodzica, a przecież rodzic ma tu najwięcej do powiedzenia! No i ten "dom starców". Dlaczego nie "Dom opieki"? Dom opieki nie jest wartościujący. Nie jestem w stanie podpisać się pod żadnym z tych haseł. Czuję złość z powodu takiego uproszczenia!
Bujna blondyna reaguje żywiołowo.
-Przecież-   nachyla ku mnie obfity biust ozdobiony złotym medalikiem- jest to najwyższy egoizm!
-Domy starców to umieralnie, oddałabyś tam matkę, która cię własną piersią wykarmiła?- zdumiewa się koordynatorka wolontariuszy w hospicjum.
- Wychowuję swoje dzieci- udziela informacji czarnowłosa nauczycielka z obrysowanymi kredką powiekami- żeby miał się kto zająć mną na starość. Taki jest porządek świata.


Tymczasem trafiły do nas kolejne kartki od sąsiedniej grupy, gdzie na plan pierwszy wybijał się błyskotliwy temat "kobieta zmienną jest".
A oto, co o tym inspirującym zdaniu mieli do powiedzenia polscy koordynatorzy:

kobieta nie krowa może zmienić pogląd
kobieta zmienna jest gdy zmyje makijaż
kobietę trzeba kochać nie rozumieć
kobieta zmienną jest: masz jedną, a jakbyś miał sto
Kobieta zmienną jest raz w miesiącu

Zirytowana dopisuję "Gniew nie jest PMSem" i przekazuję kartkę dalej. Najwyższy czas, bo oto w moje ręce trafia kartka "Prawa dziecka". Pod tematem rozrasta się bujnie kwiat przemyśleń zgromadzonych:

Prawa dziecka? Pogadajmy o obowiązkach.
Prawo dziecka do przyklejenia ci gumy na czole
Rodzic każe odrobić dziecku lekcje, a dziecko mówi "mam prawo odmówić" i wychodzi z domu

Wiem, że młodzież gimnazjalną trudno kochać, kiedy się ją przypadkiem uczy. Oraz rozumiem, że niewychowana młodzież istnieje, stanowi sporą grupę, zaś kompetencje wychowawcze wśród rodziców wydają się słabnąć na rzecz postaw lękowych, niezdecydowania i braku czasu łamanego przez roszczeniowość.
Jednak wiem też, że Konwencja Praw Dziecka nie jest w Polsce przestrzegana, a koncepcja szacunku do dziecka jest wielu rodzicom i opiekunom szerzej nieznana.
Co powoduje ludźmi, którzy dobrowolnie koordynują szkolne kluby wolontariatu, którzy z nieprzymuszonej woli pracują z młodzieżą zagrożoną wykluczeniem, otaczają opieką domy dziecka i jednocześnie uważają, że prawo dziecka jest społecznym zagrożeniem?
Kolejne grupy nadsyłały swoje koncepcje:

Hospicjum- uważaj, bo jeszcze tam trafisz
adopcja dziecka- miłość nic nie kosztuje
adopcja- bądź domowym bohaterem
bezrobotni ręka w górę! Nie widzę, dziękuję

I tak dalej, i tak dalej.
Podsumujmy: ludzie pracujący na co dzień w hospicjach wymyślają hasło, które ma w odbiorcy wywołać przestrach możliwością trafienia pod hospicyjną opiekę.
Adopcja na poziomie ludzi o podwyższonym wskaźniku wrażliwości społecznej nie wychodzi poza tradycyjny lukier adoptowanych kociąt ze schroniska, za których p r z y g a r n i ę c i e  należy się medal za heroizm.
Rodzice natomiast, niczym przedmioty, są "oddawani" do 'domów starców', których liczna personelowa obsada znajduje się w sali i wymyśliła to hasło.
W kuluarach wywiązuje się rozmowa o Paradzie Równości. Zebrani chcą popatrzeć przez okno na "pedziów". Będzie kolorowo, może ktoś się bzyknie publicznie na ich oczach, a przynajmniej pocałuje. Dziewczęta chichoczą, młodzieńcy prężą muskuły i przeczesują włosy, aby zaprezentować męskość i odsunąć podejrzenie, że być może mogliby...
Wyciągam komórkę i dzwonię do Starego:
Pamiętaj, że dziś Parada Równości, weź dzieciaki i jedźcie.
Kadencja ostatniego słowa odbija się echem w sali. Stary nie może jechać, ale zostawiam jego zaspane mamrotanie po drugiej stronie słuchawki. Spojrzenia zebranych kierują się na mnie.
Ona jest z tych od in vitro, szepczą. Tych co wiesz. Ciągnie swój do swego.

Lubię chodzić na szkolenia. Tam spotykam Kielce i Pomiechówek. Okazuje się wtedy, że to nieprawda, że prawo kobiet do bycia traktowanymi podmiotowo jest w 2011 ustalone.
Kiedy  krytycznie komentuję na głos zdanie "kobietą rządzą hormony", kolega siedzący obok pyta dowcipnie "masz te dni?".
Nie daję mu w mordę, zamiast tego pytam: chcesz porozmawiać o swoich polucjach?
Czerwienieje i zapowietrza się, koleżanka mówi: co za chamstwo.
Kończę spokojnie pisać swoje hasło.

Godzinę później pytam prowadzącego, w jaki sposób decydują, co się znajdzie na plakacie i co zrobiliby w sytuacji, w której zaproponowane przez kogoś hasło byłoby homofobiczne albo rasistowskie?
Dyskutujemy, odpowiada. Staramy się dochodzić do consensusu, uzgadniać stanowiska.
To znaczy, że nie stosujecie cenzury? naciskam
Uśmiecha się w odpowiedzi i opowiada o holenderskim plakacie, który wygląda tak:





-Nie to, że cenzurujemy, ale staramy się nie poruszać tematów drażliwych dopóki pozycja Loesje w Polsce nie będzie ugruntowana. Nie chcemy być łączeni z żadnymi skrajnościami ani wmieszani w politykę. Bo wyobrażasz sobie, że ten plakat zawisa na twojej ulicy?
- tak, odpowiadam, wyobrażam sobie, że ten plakat wisi na mojej ulicy.
Człowiek z dredami peszy się.
- no dobrze, ja też sobie wyobrażam, ale nie każdy to akceptuje. Ludzie w Polsce nie są jeszcze otwarci na krytyczne hasła o papieżu czy religii. Może za kilka lat.




Jak uczyć do wolności  i jak uczyć wolności nie pozwalając ludziom otwierać oczu i ust? Jak uczyć odwagi wyrażania własnych sądów, kiedy samemu się jej nie ma?
Jak widać na mapce, w Warszawie na 100 mieszkańców 33 osoby uczęszczają do kościoła.
W województwie lubelskim, tym od KULu, dotowanych klinik naprotechnologicznych i tradycji katolickiej, 38 na 100.
Mimo to sześćdziesiąt siedem osób w Warszawie boi się napisać, że papież prawdopodobnie nie jest bogiem.

*


-Nie podoba mi się to, mówię głośno. Człowiek jest zmienny, nie kobieta. Ci ludzie za oknem są tam z ważnych powodów, adopcja to rodzina a nie heroizm. A antysemityzm to obciach.
-Nie masz prawa mnie oceniać, szemrze obfita blondyna w spodniumie ze spandexu. Powiedział, że nie wolno oceniać, wskazuje palcem na prowadzącego.
Grupa patrzy wrogo.
Od kilku godzin jestem pajacem konferencyjnym i nie mam nic do stracenia. Pajac to parias szkoleń: zadaje głupie pytania, kwestionuje oczywistości, nie milknie pod naporem karcących spojrzeń. Konsoliduje grupę, która w przerwach kawowych syczy po kątach jak długo można pierniczyć o prawach człowieka? I co to kurwa jest ta stratyfikacja?

Dlatego otwieram usta i mówię, mówię, a oczy blondynki robią się okrągłe, bo używam takich słów jak dyskryminacja i społeczna wrażliwość, i mówię o jej ośmioletniej córce, która może być kim chce.
Potem zajęcia się kończą, a ja wychodzę.
Idę sobie Placem Bankowym i czuję cudowną wolność.

*
w tym miejscu dla wielu notka się może skończyć. Generalnie było o konflikcie my/oni i po raz kolejny dowiedliśmy, że dobro i piękno jest po naszej stronie. Możecie iść spać, miś uszatek mówi dobranoc.
Dla chętnych będzie inny ciąg dalszy.
*
Potem wracam do domu, gdzie siedzi Stary.
Ta rura Kopacz, mówi Stary. Ja nie mogę, popierdolony świat.
(Na wypadek, gdybyście chcieli powiększyć swoją wiedzę w zakresie przewin Kopacz Ewy, to tu jest wyjaśnienie wzburzenia Starego).
Mówi tak jeszcze długo i wtedy myślę sobie, że komunikaty "nie bądź żyd, daj pracę" i "rura pierdolony świat" mają ze sobą coś wspólnego. Prowadzą w rejon, w którym wcale nie chcę żyć.
A teraz przedstawię Wam swoją teorię, w której fantomem poglądowym jest życie wewnętrzne Tomasza T. i jego imperatywy działań:

Stołeczny autobus, towarzyszymy wyznaniom pasażera/ów, że "pedalstwo to zboczenie" albo "miejsce czarnucha jest w Afryce" albo "co się pani napiera, mąż pani nie zadowolił?". Otoczenie:
- nie reaguje;
- reaguje przewracając oczami i uruchamiając bogactwo mimiki;
- przesiada się z dala od buców (najbardziej zaangażowana forma reakcji);

Symulację możecie też wykonać w swoim miejscu pracy lub warzywniaku stopniując natężenie dyskryminacji w komunikacie. Nie gra roli.

(Jak widzę na blogu Wojtka Orlińskiego ów pisze o McLuhanie, którego lubię. Otóż objawię Wam: wielu ludzi nie wie, kto to był McLuhan i jak się czyta jego nazwisko (moja koleżanka z uporem twierdziła, że Ortega y Gasset to dwie osoby).
Właściwie bardzo dobrze wiedzieć, kim jest Dawkins i co napisał Baudrillard, ale i bez tego można żyć i mieć prawo wyborcze.
Prowincjonalne nauczycielki nie budują swojej codzienności na McLuhanie. One nie wierzą w McLuhana i nie znają Betty Friedan, ale są w stanie uwierzyć w myśl, że ich córki mają prawo do marzeń.)

Kiedy autobus mknie, Tomasz T. idzie po gazetę do swojego lokalnego sklepiku z polskim kapitałem i tam kupuje Gazetę Polską. Wśród rozłożonej na ladzie prasy widzi rozgogolone niewiasty (po naszemu: porno). Tomasz T. -wizualizuję- mówi tonem perswazyjno- homiletycznym:
"Pani Władziu, sprzedaż tych gazet to wsparcie cywilizacji śmierci. Przecież ma pani wnuczęta. Zaczyna się od gołych piersi a kończy na współżyciu z nieboszczykiem. Tego chce pani dla swoich bliskich? Obojętności na Prawdę i Dobro?"

I tak dalej. Jak zapewne zauważyliście Tomasz T. nie nazywa kioskarki starą lampucerą, nie mówi, żeby się pierdoliła, nie drze jej gazet, nie zamyka się też w sobie na klucz. Nawet jeśli napisze o tym notkę i wyzna, ze zajrzał sobie przez ramię i zapłakał, to notka będzie relacją z działania. Prawda Tomka wyraża się przez apostolat.
Tę prawdę Tomasz T. mówi Wam razem z Natalią Julią Nowak, z prezeską stowarzyszenia SoliDeo, z Pospieszalskim, Babiarzem i paroma innymi nazwiskami z książki telefonicznej oraz Facebooka. Wyjmijcie organizery i zapiszcie:

Odwaga publiczna nie jest obciachem.
Głośna deklaracja nie jest obciachem.
Komunikacja wprost nie jest obciachem.

Ponieważ Tomasz T. wierzy w to, co mówi, to -na zasadzie zwrotnej- inni często Tomaszowi wierzą. Naprawdę, dzisiejsza notka powinna nosić tytuł "wszystko co wiecie o komunikacji, ale z czego nie korzystacie, bo jesteście ponad to".
Odbiorcy lubią to co jasne i zrozumiałe. Co jest mówione z przekonaniem, ze spojrzeniem zogniskowanym na ich twarzy, co brzmi prosto, nieagresywnie i daje się ogarnąć ich doświadczeniem. Zasada czterech stopni brzmi następująco: najpierw się z ciebie śmieją, potem atakują, następnie cię ignorują, a na końcu wygrywasz.
It works, guys, it works.

Wracając do milczącego autobusu: tłumaczenie trepom, że są rasistami czy homofobami, jest bez sensu. Wydaje się ponadto dość prawdopodobne, że człowiek mówiący "miejsce czarnucha jest w Ekwadorze, niech wypierdala do Afryki" mógł nie czytać Galaktyki Gutenberga. Poza tym kto by chciał dostać w mordę albo stracić premię.
Ciskając joby na Kopacz w zaciszu wygodnego fotela niczym nie ryzykujecie, oczywiście poza obrzydliwym smakiem u nasady języka, który się nasila.
I to też działa, dudes, to też działa. Tylko na co innego.

Więc. Jeśli Was to przekonuje to zacznijcie mówić. Możecie zacząć od komunikatu, że dowcip sprzedany przez kolegę z działu:
- ojcze, zgrzeszyłem, oszukałem Żyda...
- to nie grzech, synu, to cud!

jest antysemicki, a Wy nie zgadzacie się na antysemityzm.
Zwróćcie uwagę na ważny niuans: nie mówicie, że jest bucerski, nie mówicie, żeby mówiący spierdalał. Nie robicie kwaśnej miny i nie odchodzicie w milczeniu. To są reakcje do notki i książki, a nie do komunikacji bezpośredniej, capite?
Prosty disclaimer: antysemityzm jest mową nienawiści, krzywdzi ludzi i to nie jest moja prawda. Czy chciałbyś, żeby twoje dzieci były prześladowane za swoją narodowość?
Piszę to również do Ciebie, mój mężu pracujący w <środowisku światopoglądowo odmiennym>: między atakiem, asekuracyjnym milczeniem i reakcją aprobującą, jest jeszcze miejsce nieagresywną asertywność. Trzeba poćwiczyć, z tym się człowiek nie rodzi, ale może się tego nauczyć.
Mamy sprawstwo rzeczywistości. Nie zawsze stuprocentowe, ale czasem pół procent wystarczy, aby móc dobrze o sobie myśleć.

Możecie sobie też przy okazji odpowiedzieć na pytanie, jak to się dzieje, że w Warszawie jest tylko 33 Terlikowskich na 67 Magdalen Śród, a to nie Terlikowski wbija wzrok w ziemię i pociąga w zakłopotaniu nosem?
Ściśle rzecz biorąc już odpowiedziałam za Was na to pytanie- dopóki nie wyjdziemy z klinczu myślenia o obciachu, wstrętu do angażowania się i niechęci do bycia konferencyjnym pajacem, będzie dalej bardzo gównianie. Bo obecnie jest gównianie, Bracia i Siostry, poświadczam Wam to trzema dniami spędzonymi z Polakami, których wrażliwość na tle średniej była ponadprzeciętna, a i tak zatrzymaliśmy się na żydzeniu i pedziach.


Ale na koniec napiszę Wam coś ważnego: dochodziłam już do pomnika Starzyńskiego, kiedy dogonił mnie mężczyzna w średnim wieku.
Moja matka jest od ośmiu lat chora na Alzheimera, powiedział, czułem się tam jak śmieć. Dziękuję.

Więc. Więc załóż tęczowy szalik, idź teraz po kajzerki i powiedz swojej kioskarce "Szalom". Albo coś.