czwartek, 20 stycznia 2011

błogosławieni dobrzy i apolityczni

Niedawna wizyta znajomych uświadomiła mi, że żyjemy w kraju zniewolonym poddaństwem, a Moskali można co najwyżej najeżdżać podczas dymitriad. Kiedy zaś przyjdzie co do czego pamiętaj, Polaku, że ta wilgoć na twej twarzy to plwocina. Dlatego knutem go, knutem.
Z drugiej strony rządzi nami Komoruski, a nieprzebrane zasoby polskiego gazu łupkowego czynią z nas potecjalny kolejny Kuwejt. Co tam kolejny. Przerastamy Kuwejt o głowę, a USA wkrótce będą kolejną polską ekonomiczną kolonią. Jak Madagaskar.
Poza tym zaś jest naprawdę źle, potęguje się korupcja, zanika życzliwość międzyludzka. Czas myśleć o emigracji, tylko dokąd, skoro w Irlandii ciągle pada, a Norwedzy to faszyści?

Teraz, kiedyśmy się już pokrzepili legendą o sławie i chwale, chciałam donieść, że w Polsce nadal mieszka mniejszość ludzi robiących swoje mimo zewnętrznych zawirowań wokół raportu MAK i rozstrzygania, co to znaczy być prawdziwym Polakiem.

18.01 zakończono konkurs na najlepszy projekt e-wolontariatu. Pierwsze miejsce zajął Jarosław Lipszyc et consortes z fundacji Nowoczesna Polska z projektem "uwolnić podręczniki" i "uwolnić ksiązki".
Miejsca drugie zajęli ex aequo: Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON z projektem poradnictwa wirtualnego, Stowarzyszenie na rzecz leczenia niepłodności i wspierania adopcji Nasz Bocian z projektem wirtualnej linii pomocy "eks pacjenci dla pacjentów" i fundacja dawca.pl z projektem e-learningowym.
A piszę to dlatego, żeby w chwilach utraty wiary w sens posiadania polskiego obywatelstwa pamiętać, że istnieją wszelako ludzie, którzy wbrew dziadowskiemu rządowi, GMO, zabójczym szczepionkom  i wyzwolonym mediom walczącym ze zuem, usiłują na skalę lokalną wydobywać wspólnymi siłami różne obszary życia z gówna.

Teraz zaś nastąpi szereg prawd oczywistych, które proszę afirmować za każdym razem, kiedy odbywa się sejmowa debata, której mamy pecha słuchać:

- wskaźnik analfabetyzmu w Polsce wynosi mniej niż 1 procent (w roku 1923 wynosił 33,1 procent);
- średnia bezrobocia wynosi ok. 10 procent w skali całego kraju (pik po fatalnych latach dziewięćdziesiątych przypadł na maj 2002, kiedy to stopa bezrobocia wyniosła 19,5 procent);
- według badania Philip Index z 2010 roku dwie trzecie Polaków uważa się za "zadowolonych z życia" oraz- tak, tak- 48 procent Polaków jest usatysfakcjonowanych wynagrodzeniem za swoją pracę. Najbardziej wstrząsające zachowałam na koniec: otóż wyniki tych badań sytuują nas na pierwszym miejscu w Europie jeśli idzie o subiektywą ocenę szczęścia i satysfakcji. Porównaj z Frondą.pl.

A teraz oczywistości w skali mikro, która dostarcza prawdopodobnie najwięcej radości na co dzień:

- wprowadzono zakaz palenia tytoniu w knajpach;
- sejm przegłosował ustawę kwotową;
- wprowadzono nakaz sprzątania po srających czworonogach (malkontentom chcę powiedzieć, że w tym przypadku wprawdzie prawo wyprzedza mentalność, ale wszystko przed nami. Na warszawskim Ursynowie spacer z psem bez okołofekalnych utensyliów zaczął być postrzegany jako sąsiedzki obciach);
- przegłosowano ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie;

Nie wiem, czy to są najważniejsze dokonania ostatnich lat, ale przypominam sobie o nich ilekroć patrzę w okno i myślę "a może by tak wszystko pierdolnąć i wynieść się w Bieszczady?".
I wtedy powoli ten gruziołek w gardle mi puszcza.
To oznacza też, że pomimo spisków, całkowitego uzależnienia od Rosji, dziadowskiego premiera (wiem, już raz użyłam tego przymiotnika, ale tak go lubię, że użyję jeszcze niejeden raz) i ogólnej degrengolady cywilizacji śmierci, idziemy jednak jako społeczeństwo- niemogliwe- do przodu. I wcale nie jest gorzej.
To znaczy oczywiście jest, bo, prawda, promocja homoseksualizmu, liberalizm i krzywda życia poczętego, ale jednak bez smrodu w restauracji i bez zafajdanych stolików. Za to z działającymi społecznie edukatorami społecznymi, uwolnionymi podręcznikami i propagowaniem idei dawstwa organów.

Drodzy Liberałowie, feminiści, lewacy, ateiści, katolicy i freaki płci obojga, pamiętajcie o tym, proszę, kiedy następny raz usłyszycie przemawiającego Joachima Brudzińskiego. Wtedy spokojnie dopijcie co tam pijecie i patrząc przez okno pomyślcie łagodnie "sikory dzwonią, będzie piękne lato".

26 komentarzy:

  1. Respect! Dzięki za ten tekst:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeszcze trochę do tych sikor:)

    niestety ustawy są piekne, ale nikt nie ściąga wierzytelnośći za palenie i niesprzatanie po czworonogach...:(

    OdpowiedzUsuń
  3. dobre to i podnoszące na duchu. Nie chcę w Bieszczady, wolałabym gdzieś, gdzie ciepło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, kolejne miejsce, gdzie mogę się wypowiedzieć nt. ustawy o zakazie palenia - no to się wypowiem, nie ja zaczęłam. Na początek a) nie palę, b) nie mieszkam w Polsce.
    A nasunęło mi się, bo tak lubię tego bloga, Autorkę, poglądy, no takie po prostu sikory mi dzwonią po każdej notce, a ile razy mam ochotę wziąć polski paszport i cisnąć nim z balkonu tak daleko, jak potrafię, to zaglądam tu i myślę sobie "sikory dzwonią".
    Ale ta uwaga o zakazie palenia mnie straszliwie zmroziła i dlatego właśnie Się Wypowiem.
    To nie jest w porządku, żeby zabraniać czegoś w czambuł wszystkim dlatego, że jakaś część (choćby większość) tego nie lubi. Mój ulubiony przykład: ja nie znoszę zielonej pietruszki. Nienawidzę. Jeden listek tego świństwa jest w stanie zepsuć mi garnek potrawy. Pietruszka jest wszechobecna. Jednakowoż nie poparłabym zakazu używania zielonej pietruszki, boć są i tacy, którzy to paskudztwo jedzą. Po prostu wolałabym, żeby na niektórych restauracjach było napisane: nie sypiemy pietruszką! ...i wszystko jasne.
    Jak mówiłam, sama nie palę i respektuję chęć ludzi do przebywania w nieśmierdzących pomieszczeniach. Sama też takowe preferuję. Jednakowoż bardzo poważam rozwiązanie hiszpańskie i niemieckie (to te znane mi z autopsji, inne nie wiem), gdzie lokal musi się zdecydować, czy jest palący czy nie. Rozwiązanie polskie jest moim zdaniem skandaliczne, besserwisserskie i ogólnie jest kolejną cegiełką do tego, że niefajnie myślę o tym kraju. Całą awanturę najlepiej podsumował Żakowski: nie gnębcie murzyna. Niech se ta pali w swojej chacie. Dopóki do waszej nie włazi.
    Niezależnie od tej niefajnej uwagi ślę wyrazy wszelkie, gdyż - jak mówię - blog ten jest dla mnie wytchnieniem od reszty.

    OdpowiedzUsuń
  5. @magda
    O zakazie palenia to były fajne dyskusje u WO
    http://wo.blox.pl/2010/11/Yo-nigga.html
    http://wo.blox.pl/2010/11/Prawdziwa-wolnosc-byla-w-PRL.html
    Chyba nie warto powtarzać tego tutaj.

    Co do rozwiązań hiszpańskich, to chyba nieaktualne, zdaje się, że w styczniu w Hiszpanii wchodzi zakaz palenia w knajpach, i to taki "zamordystyczny".

    Przykład z pietruszką, jest delikatnie mówiąc, nietrafny. Ja nie lubię papryki, pytam kelnera czy w potrawie jest papryka i zamawiam co innego.
    Palacze wpadają do sali i posypują papryką moje włosy, ubranie, jedzenie, firanki i meble.

    OdpowiedzUsuń
  6. Posypują - w knajpach, w których podaje się paprykę. Z pietruszką jest gorzej: jest wszędzie, prosisz bez, dostajesz z, a kelner się tłumaczy "ojej, tak odruchowo" - w najlepszym wypadku podwójny czas czekania na żarcie. No nic, w dyskusji o papierosach już nic nowego nie da się powiedzieć - dla mnie to tylko kolejny smutny dowód, że słusznie było Ojczyznę porzucić. Nie chodzi o fajki, chodzi o nastawienie do czieławieka. Każdego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam lubię państwo, które wykazuje chęć chronienia mnie przed biernym paleniem, które jest szkodliwe.
    Mnie taka ochrona przed rakiem płuc cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. ufff troche wytchnienia na Twoim blogu..

    OdpowiedzUsuń
  9. @magda
    jako palacz były i być może przyszły powinnam oponować przeciwko ograniczaniu mojej wolności itd. itp.
    Jednak potraktowałam ustawę o zakazie palenia w miejscach publicznych jako figurę stylistyczną. Znak, że poza mówieniem, życiem i oddychaniem jedynie Sprawami Obiektywnie Ważnymi (które zawsze, co ciekawe, nie mają nic wspólnego z polityką społeczną) zainteresowania sz.p. posłanek i posłów RP kierują się też ku kwestiom przyziemnym i codziennym. Takim jak jaranie w knajpie lub wprowadzenie przepisu, że klienta awanturującego się wyprasza się z lokalu, przeciwko czemu nota bene środowiska prawicowe protestowały, bo to przeciez zamach na rodzinę, że się bijącego tatusia na zbity ryj wyrzuca (a powinno się przytulić i ukochać, jak wiemy).

    A pietruszka jest w porzo ;) Jak się tak głębiej zastanowię to chyba nie ma produktu, którego bym naprawdę i z trzewi nie znosiła na tyle, aby powstrzymało mnie to przed zjedzeniem danej potrawy. I to boli.
    A nie, przepraszam: nie tknę smalcu.

    OdpowiedzUsuń
  10. @a
    Moje trzy grosze, bo zeszło na jedzenie, a ja leże w łóżku złożone niemocą której szczegółów ci oszczędzę, ale która każe mi nienawidzić wszystkiego co jadalne, a jeszcze próbuję zniechęcać dzieci do czułości wobec mnie, by nie podłapały tej wątpliwej atrakcji.
    Otóż, można długo i namiętnie dyskutować czy zakaz palenia jest cool bo dobrze tak smrodom, albo że fatalnie bo mamy faszyzm i bicie murzyna. Ale ja nie rozumiem, co jest przedmiotem tej dyskusji? Zdelegalizowano papierosy i ściga się ich posiadaczy jak tych co mają przy sobie gram trawki albo i mniej? Obłożono je chociaż 1000% akcyzą, tak że kupienie paczki "mocnych" jest poza zasięgiem grupy docelowej? Z tego co wiem, nie, moi znajomi kopcą jak kopcili i mnie to rybka, bo nie robią emo wokół zakazu palenia obowiązującego w moim domu (fakt, posiadanie małych dzieci ułatwia wymuszenie takich zakazów, jakby dorośli byli odporni na raka i nie dysponowali powonieniem). Zakazano palenia w pewnych miejscach... Hmm, czy ja jestem antydemokratyczne z powodu mojego zakazu? Zobaczmy... Da się w Polsze uprawiać seks w miejscach publicznych czy otwartych lokalach? Nie? Zdaje się nawet picie alkoholu w parku jest ścigane. Tymczasem zakładając ze wszystkie uczestniczące osoby robią to z własnej i nieprzymuszonej woli, seks na środku restauracji nie robi nikomu szkody. Ok, dobra, na pewno robi mniejszą szkodę niż niż palenie. Picie w parku też, nawalony menel może i jest nieestetyczny, ale raz, nie wywołuje raka u przechodniów a dwa, nie każdy pijący w parku to menel, o ile pamiętam dobrze studenckie czasy...

    OdpowiedzUsuń
  11. @Jima:
    Tak teraz na spokojnie to przedmiotem mojej wypowiedzi był ogólny, cholerny niefart w życiu i chęć przypieprzenia komuś, a choćby i zwolennikom zakazu palenia :) Ale młodego wypisali już ze szpitala i mi przeszło.
    Zakaz palenia najlepiej podsumował mój mąż: gdyby nie wprowadzono całkowitego, byłoby w Polsce bez zmian, bo jakby się miało samo zmienić, to by się zmieniło już dawniej (btw, do szału mnie doprowadzają wypowiedzi właścicieli lokali w rodzaju 'uf, nareszcie, wreszcie mi nie będą dymić'. Eee, czyżby do tej pory obowiązywał był nakaz palenia w knajpach? Ale to tak na boczku) Mnie się po prostu nie podoba za dużo państwa w państwie, ot. Ale tak, oczywiście, przyznaję: lepiej, że jest całkowity zakaz, niż by miało nie być niepalących knajp w ogóle. Howgh.
    A co powiecie na protesty przeciw ustawie żłobkowej? Jak słucham niektórych specjalistów, to mam wrażenie, że nigdy nie widzieli z bliska małego dziecka. Ciekawe były w zeszłym tygodniu dwa artykuły o zupełnie przeciwnym wydźwięku, w Polityce i Przekroju...

    OdpowiedzUsuń
  12. @magda
    A co to ta ustawa, bo chyba nie jestem na bieżąco? Może dlatego że obydwa dziecka są już w wieku przedszkolnym...

    OdpowiedzUsuń
  13. Protesty przeciwko ustawie żłobkowej są dość dziwne, a wynik może być jeszcze dziwniejszy, jeśli nagle zaczną wywoływać u rodziców umieszczających dziecko w żłobku or compatible poczucie winy, mówiąc: ale znacie Konsekwencje! Dziecko Powinno Być Z Rodzicami! Do 3. roku życia Co Najmniej!
    Ekspertów na poparcie tezy, że wcale nie i tezy, że a właśnie, że tak, można zapewne znaleźć na pęczki. A wszystko i tak zależy od dziecka: jedno będzie płakać i protestować przez cały żłobek i przedszkole, a inne nawet ci nie pomacha, tylko pogna do sali pełnej innych dzieci.
    Korci mnie także, żeby uderzyć argumentem typu "a u was biją Murzynów" i wskazać Prezesce Fundacji Cała Polska Czyta Dzieciom, że Eksperci wskazują, iż czytanie dzieciom bajek jest o wiele gorszą i płytszą formą przekazu niż ich opowiadanie. Tym samym, czy akcja nie promuje zua? Mniejszego, ale jednak?

    OdpowiedzUsuń
  14. @Jima - idzie o tę ustawę: http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1512134,1,mamy-wreszcie-obiecujaca-ustawe-o-zlobkach.read

    OdpowiedzUsuń
  15. A tu ten drugi artykuł, z Przekroju: http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,8071.html

    OdpowiedzUsuń
  16. mój młodszy syn jest na trzysta pierwszym miejscu listy rezerwowej w najbliższym żłobku.
    To, co mnie rozczula, to oczekiwanie rozmaitych konserwatystów, iż- skoro jestem matką wydolną i tak dalej- powinnam się wesolutko mnożyć dalej, choć, kuźwa, nosem się podpieram próbując ogarniać dom, siebie, pracę zawodową i dzieci. I na pewno nie marzę o niczym innym, jak tylko o przedłużeniu tego stanu rzeczy na kolejne trzy lata.
    Wczoraj bylam samotnie w centrum handlowym, było tam wiele świateł, dorośli ludzie, wszystko takie piękne i jasne, siorbałam kawę w Coffee Heaven czując absolutne szczęście.
    Poczułam się jak ten Żyd, któremu kazali kupić kozę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Znam to uczucie. Ja w tym celu jeżdżę na konwenty :)

    OdpowiedzUsuń
  18. @a
    No sama widzisz. Masz pracę zawodową. I pewnie jeszcze nosisz spodnie. Sama jesteś sobie winna. A państwo powinno dofinansowywać rodziny wielodzietne red. Terlikowskiego... Zaraz, czy on nie pisał że to robota dla boga a nie dla państwa?
    Jestem zdecydowanie za takim rozwiązaniem. Świeckie państwo dofinansowuje żłobki i przedszkola dla ateistycznych rodzin Cywilizacji Śmie(r)ci. Pan Bozia dofinansowuje katolickie rodziny wielodzietne z matką na etacie kury domowej w spódnicy, która nie może szukać pracy bo to Grzech.

    @nosiwoda
    Na jakie konwenty?

    OdpowiedzUsuń
  19. @a.
    Aha, to już wiem, jakie jest Twoje nastawienie do protestów :D Ty wyrodna ty, dziecko o świcie z łóżeczka wyrywać i oddawać (jak to było?) pod opiekę PLACÓWKI!
    Nasza placówka miała na imię Beate - to taki "dzienny rodzic" był, pięciu chłopa do opieki (od niecałego roku do 2,5; jak ja podziwiałam tę kobietę, matko). Moje dzieci, well - jak przyjeżdżałam po nie, to spieprzały ile sił w nogach (młody jeszcze nie umiał, no ale mentalnie), wrzeszcząc "nie do domu!!! nie do domu!!! zostać u Beate!!!". A państwo finansowało nam 75% tego szpasu, bo ja nie pracowałam (!)(to od dochodu się liczy). Tyle do traumy.
    @Jima:
    Znakomity pomysł. Były już zresztą takie, żeby federację zrobić... Dla mnie już by wprowadzenie podatku kościelnego wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Jima - na konwenty fantastyczne: Polcon, Pyrkon, Falkon.

    OdpowiedzUsuń
  21. @nosiwoda
    Ech, wróciła nostalgia za starymi czasami... Teraz to nawet nie bardzo mam jak wybrać się na taką imprezę, chyba że na jedno, dwa spotkania na konwencie który przypadkiem odbywał się dwa przystanki od mojego domu. Dawne czasy koczowania na karimatach, przygotowywania dziwnych prelekcji, grania do trzeciej w nocy... To se ne wrati.

    @Magda
    Wiesz, ja w zasadzie nie mam nic przeciwko dofinansowaniu rodzin wielodzietnych i uważam, że ludzi wybierających taki styl życia nie należy na siłę "cywilizować". Uważam też, że na kobiety jest wywierana w pewnych środowiskach presja - jakie środowisko, taka presja. Środowiska ultra konserwatywne, katolickie, będą krytykować kobiety pragnące znaleźć pracę, wyzywać je od wyrodnych matek itepe. Środowiska "postępowe" dla odmiany krytykują kobiety poświęcające tzw. "karierę" dla posiadania dzieci. Ok, nie nazywają ich grzesznicami i potworami, ale na ogół rezerwują dla nich ciepłe miano idiotek marnujących życie...
    Tymczasem, decyzja powinna zależeć wyłącznie od woli zainteresowanej, a reszta, ujmę to nieładnie, mordy w kubeł. Państwo zaś powinno w jakiś tam sposób wspierać jak najszersze spektrum podejść do rodzicielstwa, od żłobków, poprzez jakieś preferencje dla pracodawców wspierających młode matki (poprzez elastyczne formy zatrudnienia, żłobki przyzakładowe itp.) aż po wsparcie dla rodzin "tradycyjnych".
    Niestety, muszę się też zgodzić z niektórymi zarzutami z zapodanego tekstu w Przekroju - nie jestem do końca pewne, czy pozbywanie się wymogów sanitarno - medycznych odnośnie żłobków jest takim znowu dobrym pomysłem. W końcu oddaje się tam na przechowanie niemowlaki. Miałom też wątpliwą przyjemność poznać jedną z istniejących "przechowalni dzieci" i naprawdę zdecydowanie jestem przeciw, by taki "biznes" mógł zajmować się dzieciakami poniżej dwóch lat...

    OdpowiedzUsuń
  22. @Jima
    Oczywiście, że liczba posiadanego potomstwa i sposób spędzania czasu powinny być decyzją wyłącznie samej zainteresowanej (samych zainteresownych), jednakowoż brak żłobków/opiekunów taką decyzję w ogóle uniemożliwia. Tworzenie żłobków nie oznacza przecież nakazu oddawania do nich dzieci! Co do wymogów sanitarnych - no tu jak zwykle powinien włączyć się zdrowy rozsądek. "Standardy żywienia szpitalnego w warunkach zakaźnych", no proszę Cię. Jasne, że powinno być czysto, jasne, że opiekunowie powinni lubić dzieci - ale to jakby nie jest ten poziom dyskusji. Nie można przecież rezygnować ze żłobków dlatego, że w którymś niedajbóg może być brudno! Bardzo mi się podobało zdanie z Polityki, że wreszcie ktoś wpadł na to, żeby dać więcej odpowiedzialności rodzicom. O to właśnie chodzi. Jak ja sobie pomyślę, jak czasami zachowuję się wobec dzieci, kiedy jestem zmuszona siedzieć z nimi w domu, oraz jaki potrafię mieć niekiedy syf w mieszkaniu, to trudno mi sobie wyobrazić miejsce, gdzie mogłoby być gorzej ;)
    Dla mnie fajnym patentem jest berlińskie rozwiązanie: przedszkola przyjmują dzieci od 8 tygodnia życia do 6 lat. Wtedy jesteś kryta na wszystkich frontach, bo 5- czy 6-latki zakablują wszystko, co by się złego działo. A i dzieciom to dobrze robi, jak są w towarzystwie krasnali w różnym wieku ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. @Magda
    Owszem, nikt nie nakazuje niczego, przynajmniej prawnie. Uwarunkowania kulturowe albo zakazują albo nakazują i ciężko czasem je przeskoczyć.
    Co do opieki nad najmłodszymi dziećmi, prawda niestety jest gdzieś po drodze między tym co mówisz a dotychczasowymi przepisami. Owszem, w domu (nie tylko u ciebie) bywa syf, jedzenie nie ma wyliczonych kalorii, a lekarz jest dostępny trzy przecznice dalej i to wyłącznie w tygodniu bo jak wiadomo, Polacy w weekendy nie chorują, więc lekarze nie muszą być dostępni. Ale nie znam domu w którym jest więcej niż dwa niemowlaki na raz, trojaczki i większe ciąże to w końcu wybryk natury a nie norma.
    Tymczasem w żłobku masz kilkanaście dzieciaków, jak coś pójdzie nie tak, masz masową tragedię. Dodam tu właśnie brak odpowiedzialności rodziców, którzy oddają na przykład chore dziecko do placówki opiekuńczej, bo nie chcą / nie mogą brać wolnego, a nie chcą tracić kasy na nianię. Urocze to podejście kończy się tłumem chorych dzieci, bo jak wiadomo, w tym wieku odporność jeszcze nie funkcjonuje tak dobrze. Tak więc moim zdaniem o ile organizacja żłobka na zasadzie placówki szpitalnej to może przegięcie, ale puszczenie tego na żywioł, z korwinistyczną weryfikacją przez wolny rynek (nie poślą dziecka do złej placówki? super, ale na pierwszy rzut oka każda jest najlepsza możliwa, marketing akurat Polacy mają opanowany do perfekcji) też nie jest właściwą drogą.
    Z resztą cała ta ustawa nawet nie ukrywa, jakie ma cele - wyciągnięcie większej kasy do budżetu. Z podatków mam które pójdą do pracy, z podatków niań które wyjdą z "szarej strefy", z oszczędności na państwowych przedszkolach, ze spychotechniki na gminy. W skrócie, olewamy opiekę nad dziećmi i promujemy hasło "mama z macierzyńskiego do roboty". Wspieramy najtańszą opcję, bo reszta wymaga już kasy. Wsparcie dla pracodawców to np. ulgi podatkowe (czyli mniejsze wpływy do budżetu). Wsparcie dla rodzin wielodzietnych to rzeczywiste pieniądze które wypłaci opieka społeczna czy ZUS.

    Podejście berlińskie wygląda ciekawie, ale nadal mam wątpliwości z tymi 8-tygodniowymi maluszkami. Mimo wszystko opieka nad takim niemowlakiem to co innego niż zajmowanie się nawet rocznym dzieckiem. Może by inaczej - żłobki zajmują się dziećmi do 1 - 1.5 roku i nadal muszą spełniać raczej restrykcyjne normy - małą ilość miejsc, wykwalifikowani opiekunowie (niekoniecznie położne), lekarz na miejscu albo przynajmniej na wezwanie. Przedszkola zajmują się dziećmi "samobieżnymi", zdolnymi przynajmniej do podstawowej komunikacji, czyli tak od 1.5 roku życia. Do tego nie jest już potrzebny specjalny nadzór, ja wysyłałom swoje dziecko do prywatnego przedszkola w wieku właśnie 1.5 roku i radziło sobie lepiej nawet niż jego starsze o ponad rok rodzeństwo. Dopóki się nie pochorowało oczywiście, z powodu wspomnianych wcześniej rodziców nie widzących nic złego w podsyłaniu chorego dziecka do przedszkola...

    OdpowiedzUsuń
  24. No nie, sekundkę. Oczywiście, że muszą być spełnione normy. We wspomnianej Wiecznej Rzeszy normy też są bardzo restrykcyjne, określona liczba opiekunów na jedno dziecko w takim wieku, w śmakim wieku, przestrzeń, posiłki, wyposażenie... Oczywiście, że nie można puścić na żywioł. Mnie tylko chodziło o bardziej ogólną zasadę: może czas skończyć z myśleniem 'dajmy spokój, i tak się nie uda, będzie brudno/chorowito/niefajnie', a zacznijmy 'spróbujmy, wszyscy tego potrzebujemy'. Jednym z większych szoków kulturowych dla mnie na emigracji (zwłaszcza, jak zaczęłam mieć do czynienia z ludźmi zza oceanu!) było, że oni nigdy nie wymyślają żadnych katastrof i są strasznie zdziwieni, że ja zawsze spodziewam się najgorszego. To płynnie przeszło w świadomość, że wychowawca w przedszkolu/niania/nauczycielka to takie same kobity jak ja, potwory zdarzają się rzadko. Itd., itp. Może po prostu czas przestać rozgraniczać na 'my' i 'oni', a czas zacząć myśleć o grupach ludzi, którzy działają w tej samej sprawie. A nie jak o jakichś potworach, które tylko dybią. Złe przykłady zawsze się znajdą, jasne, tylko - raczej w mniejszości, nieprawdaż...

    OdpowiedzUsuń
  25. @Magda
    Ok, z resztą za chuchu nie podejrzewałobym, że Niemcy puścili cokolwiek na żywioł. Ale moje podejście nie polega na założeniu, że się nie uda. Raczej na aproksymacji rzeczywistości na podstawie tego co już widziałom. Jak to szło, "tu jest Polska, tu nawet kryzys spieprzyli" - jako wyjaśnienie naszego dodatniego PKB. Jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie, zanim będzie można w Polsze zrobić coś bez regulacji, czy choćby z Palikotowym "oświadczeniem zamiast zaświadczenia". Piętno PRL? Polska mentalność? #samaniewiem. Dla mnie złożenie fałszywego oświadczenia to kłamstwo i przestępstwo, coś czego nie zrobię bo nie. Dla wielu ludzi, młodszych ode mnie, pryszcz. "Przecież i tak nie sprawdzą".
    Nie mówię też o potworach. Raczej o takich głupotach, jak oszczędności w miejscach, gdzie ich być nie powinno, bezmyślność itp. Przecież rodzic posyłający dziecko z grypą do przedszkola to nie terrorysta planujący atak biologiczny na wyrodne matki które wysyłają dzieci do przedszkola zamiast zając się nimi w domu. To najczęściej ktoś kto "nie pomyślał", bo tak mu było wygodniej. On / ona się nie naraził szefowi i nie wykosztował na Panią Basię co z dzieckiem zostanie, a że przy okazji wywołał epidemię i parę innych mam albo tat musiało szukać Pani Basi albo narażać się szefowi? Who cares. Tu jest Polska. Tymczasem jak trzylatek złapie mikoplazmę czy rotawirusa, to ch*, ale da się przeżyć. Jak złapie ją 7- miesięczne niemowlę, mamy niemowlaka w szpitalu, nerwy, plus oczywiście całodobowe dyżury przy dziecku, bo pielęgniarki nie są od tego żeby przewijać i karmić bachora, przecież ma po coś matkę, nie?
    To nie czarnowidztwo. Czarnowidztwem byłoby założyć jak prezez Kaczyński, że ONI robią to złośliwie, celowo. Ja tylko zakładam, że zawsze się trafi taki/a co nie pomyśli, więc im lepiej się przed tym zabiezpieczymy, tym lepiej na tym wyjdziemy.

    OdpowiedzUsuń
  26. Niewątpliwie, są ludzie i człowieki. Mam wrażenie zresztą, że my się zgadzamy w temacie ;) Ważne, żeby nie wpadać w pułapkę "tu jest Polska", bo to nie jesty wytłumaczenie - Ty też jesteś Polska, i a. też, nieprawdaż, bogudzięki. Niemcy też nie są idealne, o nie - miałam pełen przegląd ostatnio, od adaptacji dziecka w przedszkolu aż do operacji młodego - niemniej, mniej lub bardziej fajnie, ale to działa. I w Polsce też zadziała, zadziała.

    OdpowiedzUsuń