piątek, 22 października 2010

z pola bitwy

mogłabym napisać jakiś nielicho cięty komentarzyk dotyczący niepijących alkoholików, eks aborcjonistów z potężnym epizodem ekspiacyjnym i atrofią wiedzy akademickiej (kto nie praktykuje ten nie jedzie), ale, doprawdy, no po cóż? Po cóż utwierdzać posła Bolesława Piechę w tym, że ktoś go czyta, ogląda i - o zgrozo- zna jego biogram?
Weźmyż dla odmiany posłankę Wargocką- to również arcyciekawa postać. Ta z kolei ma upodobanie w dopomaganiu sprawom beznadziejnym.
Otóż był sobie raz Jacek K., który postanowił zrobić coś konstruktywnego dla świata i- nie, nie włączył się w akcję "Sprzątanie Ziemi" ani nawet nie zaczął przeprowadzać staruszek przez ulicę.
Jacek K. miał ambicje zakrojone z wielkim rozmachem.
Ten hobbysta-anatom umieścił zdjęcia rozczłonkowanych płodów ludzkich celem obrazowego wytłumaczenia dzieciom z rzeszowskich szkół publicznych, dlaczego aborcja jest wyborem moralnie złym. Ponieważ zostały jeszcze wolne miejsca na transparentach, to rzutem na taśmę Jacek umieścił też tam hasła o in vitro.
Gdyż w świecie Jacka in vitro równa się aborcja. W świecie Jacka w ogóle wiele rzeczy równa się aborcja, chłopak ma jakieś dziwne zainteresowania najwidoczniej i może ktoś powinien się tym troskliwie zająć? Nie mają tam siłowni w Rzeszowie? Czy choćby DKFów i pracowni modelarskich?



w tym miejscu dokonamy jednak swawolnego coitus interruptus i poinformujemy Szanowną Publisię, iż zabieg aborcji polega zasadniczo na usunięciu zarodka/płodu z jamy macicy ergo usunięciu stamtąd życia, natomiast zabieg in vitro polega na podaniu zarodka do jamy macicy ergo umieszczeniu tam życia.
Zabieg aborcji i in vitro łączy zatem jedno: do wykonania obu konieczne jest posiadanie macicy.
Gdyby Jacek był pilniejszym uczniem to pewnie zauważyłby różnicę między dodawaniem (zawartości do macicy) a odejmowaniem (zawartości od macicy).
Niestety każdy orze jak może i MEN nie jest wyjątkiem, niemniej Drodzy Nauczyciele! Niech cięcia budżetowe nie powstrzymają Was przed upewnieniem się, że Wasi wychowankowie właściwie przyswoili wiadomości elementarne.

Wracamy do Jacka i jego pasji artystycznej wyrażającej się w obróbce fotograficznej abortowanych szczątków.
Tenże Jacek został był w tak zwanym międzyczasie autorem ustawy Stowarzyszenia Contra In Vitro (przy okazji: zauważyliście, że jeśli coś ma być naprawdę i jednoznacznie Katolicko Koszerne, niezbędne jest opromienienie tegoż łaciną? Polonia Christiana, Contra In Vitro, Opus Dei. Nie, bez łaciny nie razbieriosz, oczywista moralna słuszność nie brzmi wtedy tak jędrnie).
Projekt tejże ustawy przewidywał karę pozbawienia wolności do lat 5 dla lekarza, ktory wykonuje procedurę in vitro.
Rodzice zostali- ach, dzięki ci, o panie, skladamy dzięki!- oszczędzeni i Wspaniałomyślny Jacek postanowił jednak nie wysyłać ich do pierdla za to, że chcieli być rodzicami.

Co zaskakujące, realistyczny i nowoczesny projekt Jacka został odrzucony przez komisję sejmową dwukrotnie.
Temu wstrząsającemu wydarzeniu towarzyszyły rzecz jasna lanie łez i poruszające skargi na dyskryminację katolików. Portal Frąda kolejny raz udowodnił niezbity fakt bycia mniejszością uciśnioną i szykanowaną, choć pod projektem zebrano- uwaga uwaga!- aż dziesięć tysięcy podpisów!
Drogie Dziewczęta i  Chłopcy, Drogi Jacku, odwagi! Pod petycją w sprawie utrzymania dostępu do aborcji zebrano ponad milion podpisów i też poszła do kosza, tak że wiemy, co czujecie.

Jednak Jacek się nie poddał i spróbował przechytrzyć sejmowych sprytków podając swój projekt Senatowi, gdzie miał go otoczyć czułą opieką Kazimierz Jaworski, PiS.
Ostatecznie jednak projekt przygarnęła - wspierana jakże subtelnymi sygnałami emitowanymi przez polski Episkopat- posłanka Teresa Wargocka, również PiS, która dzielnie o niego walczyła wołając dziś z mównicy sejmowej:
"czy naprawdę problem bezpłodności jest tak powszechny? Jesli tak to zróbmy z nim coś, zróbmy!"

W tym miejscu Szanowna Wycieczka zwróci uwagę na dwa pytania retoryczne:
Pierwsze: czy oni, w sensie ci zapaleni prawicowcy, naprawdę muszą wciąż mylić bezpłodność z niepłodnością? Na rany św. Szczepana, robi się to szalenie nużące.
Drugie: nie jestem pewna, czy chcialabym brac udział w pracach zespołowych Teresy Wargockiej, nawet jeśli o to tak ładnie i płomiennie prosi.
I trzecia kwestia niebędąca wszakże pytaniem: rzutka Teresa proponuje więc środki zaradcze w postaci naprotechnologii, której poświęcę kiedyś osobną notkę, i adopcji.

Ale wróćmyż do kwestii postawionej na początku: Teresa Wargocka, patronka spraw beznadziejnych.
Widzę to tak: być może gdyby mały Jacuś K. w odpowiednim czasie zajął się numizmatyką, dziś mielibyśmy o jednego kolekcjonera więcej i o jednego oszołoma w życiu publicznym mniej.
A Teresa Wargocka mogłaby pomagać na przykład Polskiej Akcji Humanitarnej, również stawiającej sobie za cel troskę o dzieci, które jednak- w odróżnieniu do zarodków- są nie tylko wielokomórkowe, ale nawet urodzone i realnie cierpiące.
Niestety.
Żyjemy w  kraju, w którym Jacek Kotula wyprowadza na ulice dzieci z publicznych szkół podstawowych, Teresa Wargocka za moje pieniądze zajmuje się pierdoletami, Bolesław Piecha cierpi na trudności decyzyjne- raz skrobie, raz widzi człowieka w pustym jaju płodowym-, a kto na tym cierpi?
Numizmatycy oczywiście, których piękna profesja pokrywa się patyną i traci popularność.

1 komentarz:

  1. W kwestii formalnej: do modelarstwa trzeba mieć sporo cierpliwości oraz łeb na karku. Instrukcje modeli często przypominają rysunki montażowe z Ikei, klejem można sobie zlepić paluchy, a farbą spodnie zapaprać. To nie jest hobby dla kogoś, komu wszystko się z d..., pardon, aborcją kojarzy ;)

    PS. Blog fantastyczny, wylądował w czytniku, a i na Facebooku został zareklamowany.

    OdpowiedzUsuń