Tu jest
notka Snafu. Rzecz
jest o poczuciu winy i mechanizmach samonaprawczych. W niniejszej
noci natomiast porozmawiamy o ofiarach i kozłach ofiarnych.
Najpierw
wprowadźmy dwóch bohaterów.
Wrzućcie
cofkę na swojej wewnętrznej taśmie pamięci i przenieście się
ponowne do czasów szkoły podstawowej, sraczkowate kafle w szkolnym
kiblu, porysowane ławki i zakurzone asparagusy w oknie instytucji
oświatowej. Macie to? Teraz zogniskujcie wzrok na ostatniej ławce,
w której siedzą Krzyś i Kasia.
Zakładając,
że nie jesteście na tyle młodzi, aby nie pamiętać kolejek po
parówki i obfitości ziemniaczanych prażynek w okolicznym
spożywczaku: Kasia jest beneficjentką babci w Ameryce, od której
dostaje regularnie w paczkach oryginalne dżiny i różowe bluzy. Ma
też prawdziwą barbie kupowaną nie za dewizy w Peweksie, ale taką
tru, prosto z WalMartu. Krzyś natomiast ubiera się w swetry z
anilany, babci w Ameryce ani w Rajchu nie ma, za to jest solidnym
produktem osiedlowego wychowu i nie da se w kaszę napluć. Na
przerwach regularnie się naparza ze słabszymi i wie, jak smakuje
dobrze leżakowany jabol.
Charakterologicznie
Krzyś jest kolegą, jakiego nigdy byście nie chcieli widzieć u
boku Waszej doskonale wychowanej progenitury, Kasia natomiast jest
małą żmijką (gatunek znany w populacji małych dziewczynek dawno
przed tym, zanim zaczęto wydawać Bravo i wprowadzono oficjalny kult
lolit). Obiektywnie oboje mogą wkurwiać rówieśników. Oraz
wkurwiają, zostają więc wykluczen z grupy.
Wracając
do Snafu: wina, która jest przypisywana obojgu, jest winą
zewnętrzną u Kasi (po co się suka chwali profitami, które
wynikają wyłącznie z tego, że babcia poleciała za chlebem
szorować parafię u amerykańskiego księdza polskiego pochodzenia?)
i wewnętrzną u Krzysia (twarde życie, twarda nauka, twarde
reakcje).
Kasia
i Krzyś- abogdyż przyjmijmy, iż oboje zupełnie
niereprezentatywnie mają pogłębioną autorefleksję- zadają sobie
równocześnie pytanie proponowane przez Snafu: "dlaczego tak
mnie to dotyka?".
No
odpowiedź jest prosta: dotyka was, ponieważ w głębi
sparszywiałych serduszek jesteście wrażliwi i dobrzy, a globalnie
jest niesprawiedliwe słyszeć o sobie "jesteś głupia" z
powodu noszenia dżinsów. Zanim jednak dobro i empatia się ujawnią
w pełni, Kasia i Krzyś podejmą próby uporania się ze znamionami
winy zewnętrznej: Kasia przywdzieje szare teksasy, aby zmyć grzech wyróżniania się, a Krzyś
przestanie dawać w ryj.
Od
tego nic się nie zmieni. Kto raz został zbiorowo znienawidzony i
wykluczony ten takim pozostanie w każdym świecie poza universum
Małgorzaty Musierowicz i C.J. Lewisa.
Dlatego
kończymy z reminiscencjami i przechodzimy do Rene Girarda oraz jego
teorii kozła ofiarnego. Wiadomo, kto nim może zostać. Wy, którzy
się wyróżniacie z rozmaitych powodów, zostaliście ostrzeżeni.
Wiadomo, jak to się skończy- egzeukucją i śmiercią symboliczną. Wiadomo,
jakie strategie obrony nie przyniosą sukcesu: mieniewdupie, mimikra,
racjonalizacja. Wyrok kozła ofiarnego nie zakłada apelacji i
zostanie wykonany.
Możesz
zmienić dżinsy na teksasy, nie pozbędziesz się tego unikalnego
sznytu dziecka zadbanego i zaopiekowanego. A to może wkurzać.
Możesz przestać topić plecaki w muszli klozetowej szkolnego kibla,
nie pozbędziesz się zapisanej na twardym dysku refleksji
społecznej, że jesteś do tego zdolny, co też wkurwia- jednych
dlatego, bo sami o tym marzą, ale nie mają jaj, aby to zrobić;
drugich dlatego, bo uważają to za przemoc, a oni się przemocą
brzydzą, oczywiście jeśli jest skierowana przeciwko nim.
Im
jesteś starszy tym subtelniej działa girardowski mechanizm. Nie
wkurza Cię ktoś, kto jest od Ciebie zdolniejszy, uczciwszy, lepiej
zarabiający, mający fajniejszą chatę i lepiej grający na trąbce.
Irytacja i awersja z tak błahego powodu byłaby czymś poniżej
Twojej godności.
Chodzi
po prostu o to, że kumpel z lepszą chatą posiada denerwujący
zwyczaj bębnienia palcami w blat; znajoma z wyższym IQ jest
jednocześnie protekcjonalna i czyta Zizka (nienawidzisz Zizka), a
ten, który lepiej śmiga na trąbce zna prywatnie prezydenta Krakowa
i se kurwa wyobraża niewiadomoco na swój temat, a Ty lubisz ludzi
skromnych.
Pewnego
dnia odkrywasz Internet i to jest zupełnie tak, jakbyś znalazł
tajne przejście między Hogwartem a Miodowym Królestwem.
Możesz
napisać o kimś, że jest chamem i burasem, a przyparty do muru
wyznasz, że "analizowałeś jedynie jego profil psychologiczny,
o co chodzi?". Możesz napisać, że życzysz komuś, aby
przekręcił się z powodu swojego raka, bo takie nędzne glisty jak
on nie zasługują na stąpanie po globie, co było jedynie eee
parafrazą słów innego kogoś i złożoną metaforą, niestety
nieodczytaną poprawnie przez audytorium złożone z ludzi
niekompetentnych. Możesz wkleić zdjęcia cudzych dzieci i rodziny z
pieprznym komentarzem, po czym wyjaśnić grzecznie, że doprawdy nie
miałeś pojęcia, kto znajduje się na zdjęciach, w końcu
korzystałeś z otwartych zasobów sieci, przypadki chodzą po
ludziach.
Pewnego
dnia adresat Twoich słów mówi Ci wreszcie krótkie, żołnierskie
"spierdalaj".
Teraz
zaczyna się najlepsza część zabawy. Zostałeś narażony na
przemoc! Gdzie moderacja i administator?! Do sądu w Łomży będziesz
jeździć, a chamstwu i knajactwu nie odpuścisz! Ubolewasz nad
upadkiem kultury, wyrażasz głęboki żal, że przez lata pozwalano
temu chamowi egzystować i nie karano za takie grzechy jak sarkazm,
ironia i korzystanie ze słownika wyrazów obcych Kopalińskiego, aż
w końcu, no cóż, szambo się wylało i wyszło szydło z worka,
cham napisał "spierdalaj" naruszając społeczną
wrażliwość, zasady współżycia i pamięć twoich pradziadów.
Kozioł
zostaje strącony w przepaść zabierając ze sobą frustrację setek
małych ludzi i Jom Kipur jest uratowane. Świat zostanie odbudowany
na nowo i będzie to nowy wspaniały świat.
Kozły
ofiarne lubią się zadręczać i szukać winy w sobie. Ofiary
również. Pierwszych od drugich różni tak naprawdę jedynie
częstotliwość doświadczania epizodów przemocy i ich nasilenie.
Każdy prawdopodobnie choć raz doświadczył bycia ofiarą, nie
każdy jest jednak obsadzany w roli kozła ofiarnego. Do stania się
kozłem ofiarnym potrzeba sekwencji przemocowych zdarzeń, czasem
może być to jednokrotne, ale bardzo nasilone i uporczywe
doświadczenie przemocy.
Zarówno
ofiary, jak i kozły są przekonane, że dobrych ludzi nie strąca
się w przepaść, musi więc być jakieś racjonalne wyjaśnienie
tego, co ich spotkało. To znów opisała Snafu, więc nie
powtarzam.
Problem
dla mnie leży gdzie indziej. W tym, że bycie kozłem ofiarnym jest
najczęściej niekończącą się sztafetą z jednym uczestnikiem.
Ofiarą zaś się bywa, ale nie musi się to układać w schemat.
Odpowiedź na pytanie kozła ofiarnego "dlaczego mnie to
dotyka?" nie rozwiązuje tego problemu, co najwyżej może
doprowadzić kozła do pustelni, ponieważ z każdą przeżytą
sekwencją zawodzą nas kolejne osoby, a poczucie osaczenia i
potrzeba izolacji narastają.
Można
ściągnąć dżinsy, nie da się dobić wyróżniających cech
wewnętrznych - większego talentu muzycznego, daru do tworzenia
ciętych ripost i bonmotów, poczucia humoru, zacięcia
matematycznego, które wkurwi humanistów.
Czasem
odpowiada się za wyniki własnej pracy: udane życie rodzinne, fajną
robotę i pierdyliard przeczytanych książek, które co gorsza się
pamięta i potrafi adekwatnie wpleść w dyskusję.
Można
odpowiadać za przodków - równie zły jest tatuś w UB, co dziadek
w Szarych Szeregach. Nawet pradziadek z Polesia, niepiśmienny chłop
pańszczyźniany może dać asumpt do nienawiści, ponieważ
nieopatrznie przywołałeś jego przykład w dyskusji o reformie
edukacyjnej.
Wreszcie
- możesz beknąć za to, jak wyglądasz i z kim sypiasz (oraz z kim
NIE sypiasz). Fatalne w skutkach może się okazać bycie rodzicem
dziecka niepełnosprawnego i wypadanie z ram stereotypowego obrazu
rodzica dziecka niepełnosprawnego. Znajoma matka ciężko chorego
dziecka nosiła dżinsy marki GAP. Nie zostało jej to wybaczone. Źle
się też sprzedają nienormatywni katolicy - z takimi nigdy nie
wiadomo, czego się po nich spodziewać.
Ogólnie:
im bardziej cię widać i im mniej wstydzisz się tego, kim jesteś,
tym gorzej dla ciebie.
Budzenie
fascynacji, współczucia, zainteresowania jest na ogół pierwszym
sygnałem alarmowym dla potencjalnych kozłów ofiarnych.
No
dobrze, to wiemy już, kto może zostać kozłem ofiarnym, jak
również Snafu wyjaśniła, dlaczego nie powinniśmy się czuć z
tego powodu winni. Warto więc może zastanowić się, w jaki sposób
kozioł ofiarny może odmówić udziału w sztafecie i przerwać
sekwencję zdarzeń. Moim zdaniem istnieje tylko jeden skuteczny
sposób, ale najpierw zajmijmy się najpopularniejszymi (i mniej lub
bardziej równie nieskutecznymi):
1.
mimikra
Krzyś
i Kasia już ją dla nas przećwiczyli wyżej. W wersji dla świata
dorosłych oznacza bardziej wyrafinowane sposoby wtopienia się w
otoczenie. Jesteś wśród fanatyków empatii? Bądź empatyczny.
Gadają o rosole? Podaj przepis na wołowy z kością. Twoje
koleżanki zawalają projekty? Zawal i ty oraz o tym opowiedz z nutą
martyrologiczną, ogólnie martyrologia jest bardzo dobrym patentem,
bo w tym kraju wszyscy mówią, że mają chujowe życie, chujowe
zarobki i chujowe związki.
Szkopuł
jest tylko jeden. Po pierwsze stosując zasadę mimikry gwałcisz
samego siebie, ponieważ akurat nienawidzisz rosołu, lubisz pracować
(a jak zawalisz to niekoniecznie dlatego, bo twój szef to buc- to
znaczy on może być dodatkowo bucem, ale projekt zawaliłeś ty i
masz tego świadomość) i empatia nie jest dla Ciebie synonimem
wszechogarniającego miłosierdzia.
Jak
długo więc wytrzymasz? To jest pytanie pierwsze. Jakie będą
rozmiary eksplozji po wielomiesięcznym praktykowaniu męczących
implozji? To pytanie drugie, które każe oszacować koszty,
prawdopodobnie wyższe niż płacenie ratami. Poza tym skoro
strategia mimikry jest taka zajebista to dlaczego czujesz się
coraz-bardziej-żałosnym-dupkiem? W najlepszym przypadku doprowadzi
cię to lokaty pierwszej na pudle dla najbardziej nudnych ludzi
wspominających nieustannie czasy swojej młodości, kiedy to jeszcze
nie stosowali mimikry (na każdych imieninach jest przynajmniej jeden
taki wąsaty Stefan, choć on akurat został Stefanem nie z powodu
mimikry, a dlatego, że od początku nie rokował na nic więcej
ponad wspomnienia znad kieliszka gorzkiej żołądkowej. No ale
czasem Stefan ma inną historię i o tym jest ta notka). W najgorszym
wypadku doprowadzi cię to na skraj przepaści, gdzie twoja stopa
wymierzy precyzyjnego kopa w dupę kozła ofiarnego, którego sam tam
doprowadzisz i obciążysz go swoją złością z powodów
powyższych. Większość obywateli to kryptokozły, które z każdym
zrzutem w przepaść oddychają z ulgą, że tym razem jeszcze nie na
nich padło. Niektórzy po osiągnięciu wieku średniego i
spieprzeniu życia wystarczająco dużej liczbie ludzi wyjeżdżają
pod Augustów zakładać plantacje lawendy i piszą poradniki "jak
wyrzekłem się pracy w korpo i odnalazłem siebie". Czasem -
zgodnie z teorią Girarda- na karcie tytułowej wpisują dedykację
dla najlepiej zapamiętanego przez siebie kozła, zupełnie jakby
miało mu to coś wynagrodzić, a autora ocalić od samowiedzy, że
zachowywał się jak skurwysyn.
2.
mamtowdupie
Bardzo
popularna strategia. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni, silne drzewa
wicher głaszcze, wal we mnie jak w bęben, to mnie łaskocze i takie
tam. Bardzo durna taktyka, niestety uwodząca całe rzesze. Po
pierwsze nie ma ludzi mających totalnie wszystko w dupie, a nawet
jeśli są to mają Aspergera i nie muszą stosować żadnych
dodatkowych strategii. Po drugie im bardziej nie ma miodku w
baryłeczce tym większa pokusa, aby do baryłeczki nieustannie
zaglądać i sprawdzać ją na tę okoliczność, co finalnie osiąga
rozmiary modelowej przemocy grupowej i
mobbingu/dyskryminacji/stosowania mowy nienawiści.
Dodatkowo
ofiara, kiedy już w końcu dotrze do ostatecznej granicy
ostateczności, nie spotka się z żadnym współczuciem, bo
otoczenie jej skrzętnie przypomni wszystkie wcześniejsze
deklaracje, że przecież miała to w dupie i myśmy myśleli, że ty
tak naprawdę. To jest też moment opisany przez Snafu "oesu,
zupełnie nie masz poczucia humoru". Uderzenie w tym momencie z
cytatami z kodeksu karnego i odwołaniami do społecznych norm jest
jakby spóźnione o te kilka lat, miesięcy czy tygodni, w których
ofiara pokazywała, że ma wyjebane na bycie ofiarą.
Ten
moment czasem jest też momentem, w którym zdesperowana ofiara
decyduje się pokazać podbrzusze, aby udowodnić, że halo! też
jestem człowiekiem, a nie cyborgiem. O ile akurat nie mówimy o
środowisku kibiców Widzewa ma to szansę przynieść krótkotrwały
rezultat w postaci paru wymruczanych ekskjuzów, po czym w jakiś
czas później następuje kolejne grupowe uderzenie, tym razem
wykorzystujące moment ujawnionej słabości i wiążące się z nim
informacje o emocjach ofiary. Najczęściej to uderzenie jest już
finalne i po nim następuje mission accomplished, game over.
3.
podejdźmy do tego racjonalnie
Strategia
immanentnie idiotyczna z powodu przyjęcia a priori, że rozmawiamy o
ratio. Nie rozmawiamy. Przegrasz, tyle że agonia potrwa dłużej.
4.
izolacja
Pierwsza
ze skutecznych strategii. Ma jedną wadę - po paru sztafetach
czujesz się ograbiony z czasu, który pochłonęło wchodzenie w
grupę, zdobywanie doświadczeń i nawiązywanie relacji
przynoszących finalnie gorycz i poczucie bycia totalnie wychujanym.
Zalety - istnieje możliwość, że w przyszłości obniżysz swoje
poprzeczki unikając ponownego przeżycia klasycznej sekwencji
przemocy, bo twoje oczekiwania będą wejściowo niższe. Ryzyko:
zostaniesz starym dziadem, którego będzie chciało zapraszać
jedynie TokFM, abyś opowiedział o uczuciach, które budzą w tobie
wózkowe.
W
wariancie najlepszym uda ci się spotkać ludzi z podobnymi
doświadczeniami, którzy będą gotowi do założenia nieformalnej
grupy banitów. Nigdy o tym nie porozmawiacie wprost. Coś za coś.
Możesz
jeszcze urodzić/przysposobić/spłodzić dzieci, dają przez długi
czas poczucie prawdziwej wspólnoty i lojalności, przynajmniej do
czasu pokwitania.
5.
działania formalne
Prokuratura,
ściganie stalkingu, oskarżenie o mobbing, pisma przedprocesowe, te
sprawy. Na ogół ofiarom nie chce się tego robić ponieważ
powątpiewają w skuteczność takiej reakcji. Skądinąd słusznie
zapewne.
Niemniej
moje doświadczenie jest takie, że pismo przedprocesowe może
zdziałać cuda, więc ja akurat polecam. Istnieje grupa pobożnych
Żydów celebrująca ofiary z kozłów głównie z powodu poczucia,
że nie zostanie podjęta próba wyciągnięcia konsekwencji. W jej
przypadku działanie formalne może odnieść dobry skutek. Drugi
plus tej strategii jest taki, że pozycji ofiary wchodzisz w rolę
powoda, co jest ogólnie wzmacniające.
Minus
natomiast polega na tym, że wiele rodzajów przemocy nie wypełnia
jej formalnych definicji bądź są przeprowadzane metodami na tyle
perfidnymi, że nie sposób ich udowodnić podpinając pod konkretny
paragraf.
Ta
strategia raczej nie doprowadzi do skutecznego zaprzestania sztafety,
ale może uciąć tę konkretną sytuację, poza tym zostajesz odtąd
wirtualnie wytatuowany maksymą "if you cannot be a good
example, then you'll just to have be a horrible warning". W tym
przypadku bycie horrible warning ma jednocześnie walor bycia good
example dla innych.
miły
głask prawie na koniec
Stracony
kozioł ofiarny wg klasycznego schematu girardowskiego ostatecznie
ulega sakralizacji. Jeśli cię to więc pocieszy za parę dekad masz
szansę na ładne epitafium.
A
teraz już naprawdę na koniec jedno zdanie o jedynej skutecznej
strategii przerwania sztafety ofiarnej:
Nie
spychaj ludzi na skraj przepaści. I nie ucz tego swoich dzieci.
dziękuję R. Zwłaszcza za ostatnie zdanie ....
OdpowiedzUsuńI to jest sedno sprawy! Tyle, że odczytane może być jedynie przez kandydatów na kozły. Jednak, jak napisano powyżej, potencjalne kozły ofiarne stanowią większość naszej populacji.
OdpowiedzUsuńOpisane dwie osoby, co do których bycie kozłem ofiarnym jest mało prawdopodobne. Wokół Kasi byłby wianuszek prawdziwych i fałszywych koleżaneczek, bo po pierwsze, Kasia może pożyczyć prawdziwe dżinsy, po drugie, można u niej zobaczyć coś więcej niż wyroby czekoladopodobne i komiks o Tytusie. Ergo prawdopodobnie byłaby całkiem popularna, nawet, jak byłaby wredną żmiją. Żmije w szkołach często przemieszczały się stadami.
OdpowiedzUsuńKrzyś natomiast byłby typowym chłopakiem z dzielni, tzn. niezbyt bezpiecznie z takim zadzierać, bo a) może stuknąć, b) ma zwykle sporo kolegów, którzy też mogą stuknąć. Krzyś ze zblazowaną miną popala na przerwie fajkę i czasami nawet poczęstuje. Krzysie nie są samotne, Krzysie tworzą grupki, które wieczorami okupują ławki w celach używkowo-towarzyskich oraz naparzają się z konkurencyjnymi grupkami dajmy na to Pawełków, mających metę (czyt. piwnicę rodziców) trzy bloki dalej.
Doskonale pamiętam PRL.
Ja nie pamiętam PRL-u, bo nie żyłam w tamtych czasach, ale w moich czasach szkolnych (czyli całkiem niedawnych) takie żmijki zawsze były najpopularniejsze, pomijając jedną, która została odrzucona ze względu na otyłość. Tak to żmijki królowały i myślę, że nawet nie miały powodów do refleksji nad sobą, bo zawsze były otoczone wianuszkiem koleżanek i zainteresowanych nimi chłopców. :)
Usuń0. wpis dobry i ładny, podeślę komuśtam; aliści:
OdpowiedzUsuń1. Gerard to antropologia kultury, a nie psychololo. If 1=true, proszę o adekwatne źródła psychologiczno-behawioralne, bo z ogólnokulturowych wniosków ekstrapolować sytuacje mikro możemy nie bardzo. A na pewno możemy lepiej (ee.. tu zakładam że masz kontakt z dziedziną i nie musisz się pałować nad współczesnymi źródłami a raczej tylko je podać)
2. Also, nie odświeżałem R.G. na okoliczność komcia, ale nie podejrzewam go o egzystencjalne 'czemu mnie to spotyka?'.
3. Chyba, że on tylko na zasadzie skojarzenia kozieł ofiarny - autor popularyzujący. To wtedy mylnie co do szczegółu, ale rozumiem w ogóle.
Asperger nie ma wszystkiego w dupie. Asperger ma problemy z odczytywaniem emocji innych i dostosowywaniem się [w końcu jest w spektrum autyzmu].Radziłabym Ci poczytać zanim zaczniesz pisać takie obraźliwe sądy. Najbliżej do mamwtodupizmu, jest psychopatia,czyli brak empatii.
OdpowiedzUsuńA ta wzmianka o wózkowych to jest na tyle nieczasowa,że teraz musiałam wyszukiwać, o co chodziło z tym. Osobiście też mi się nie podoba Twoja opinia o profesorze, ale to moje zdanie i nikomu nie chce narzucać. I nie za bardzo rozumiem ostatniej części w punkcie o izolowaniu się - dziecko ma mi dać poczucie wspólnoty, bo się wypełniło obywatelski obowiązek? :S
A co co całego tekstu, to muszę go przemyśleć, bo na razie to mam mieszane uczucia co do niego.