piątek, 5 lipca 2013

ofiara apostazji

Że Agnieszka Ziółkowska odejdzie z Kościoła Katolickiego było wiadomo od paru miesięcy, skoro tak zadeklarowała i postanowiła.
Że padła ofiarą nieczułości polskiego Episkopatu jest jednak mniej jasne, a dla mnie w całości niezrozumiałe.

Uwielbiam blog księdza Lemańskiego. Ale obserwuję jego wpisy również z pasją badacza oglądającego nieznany mu świat, który kiedyś był znajomy, a dziś jest odrębnym mikrokosmosem zamkniętym w kropli święconej wody.
Wiem, że z Kościoła można odejść na wiele różnych sposobów, odcinać łączące nas więzy jeden po drugim lub chirurgicznym cięciem. Albo jeszcze inaczej.
Największy jednak rezonans w moich emocjach wywołuje postawa racjonalizacji zła, które nie jest nazywane złem, a koniecznym kosztem lub - i to jest trudniejsze do wyodrębnienia - powoływaniem się na nieustającą dobroć niezdefiniowanej wspólnoty, która stoi ponad oficjelami Kościoła i stanowi część od niego niezależną. A dla niej warto zacisnąć zęby.

U nas, w Rwandzie, wprawdzie wyrżnęliśmy parę tysięcy Tutsi, ale jednak pozostał jeden sprawiedliwy i dla niego warto wybaczyć maczety. Naprawdę?
Po pierwsze nie sądzę. Po drugie taka definicja wspólnotowości obroni każde świństwo i podłość, bo nietrudno w największym nawet gnoju znaleźć przynajmniej jednego sprawiedliwego.
Po trzecie zawsze zadaję sobie pytanie o koszt tych, którzy walcząc w obrębie okrutnego systemu o godność dla siebie i innych siłą rzeczy sankcjonują otaczającą ich gnojówkę. Warto?

Sytuacja Lemańskiego dotyka w moim poczuciu zagadnienia imperatywu służby dla ludzi w imię wartości wiary i humanizmu. Globalnie sytuacja mi się nie podoba, ale widzę w niej człowieka i jemu będę służyć. To, co jest w tym imperatywie najbardziej szlachetne staje się jednocześnie jego przekleństwem. Wot, zadziwiający paradoks.


Z dnia na dzień widziałem coraz wyraźniej, że nie dostrzega Pani w tym Kościele prawdziwej troski o zbłąkanych, zagubionych i poranionych. Widziałem również, że członkowie komisji bioetycznej KEP nie dostrzegają najmniejszej nawet skazy na swoim dokumencie i w swoich wypowiedziach, i dla odchodzących z Kościoła zdają się mieć tylko jedno życzenie - "krzyż im na drogę". Ileż trzeba mieć w sobie pychy, pewności siebie i zatwardziałego serca, by na taki publiczny krzyk rozpaczy pozostać głuchym i nieczułym.
źródło

Cały problem z ofiarą apostazji polega na tym, że  przyznając jej status ofiary podkreślamy opresyjność sytuacji, w której się znalazła. W dalszej kolejności gotowi jesteśmy założyć swoją wyrozumiałość wobec reakcji desperackich i uruchamianych w obliczu silnych emocji, zamiast zobaczyć to, co znajduje się tam faktycznie: dojrzałą decyzję zbudowaną na bazie wolności i suwerenności.
Można taką ofiarę namawiać, aby została w imię wspólnoty. Co ksiądz Lemański uczynił. Można mówić o tysiącach sprawiedliwych. Co również uczynił.  Można umotywować jej decyzję "głosem rozpaczy". To też zostało zrobione.
Ja jednak myślę, że Agnieszka nie mówi głosem rozpaczy, a głosem dorosłej wkurwionej przedłużającą się sytuacją wmawiania jej w brzuch, że jest dzieckiem ludzi niegodziwych i sama nie zdaje sobie sprawy z bezmiaru własnego nieszczęścia. I że to nie jest głos człowieka sięgającego po płaszcz w nadziei, że uczestnicy przyjęcia zareagują "zostań, prosimy!", a głos kogoś, kto po prostu na tym przyjęciu nie widzi już dla siebie miejsca.
Nie każde przyjęcie jest warte naszej obecności i fakt, że serwowany jest tam ksiądz Lemański w niczym nie przysłoni faktu, że w charakterze dań głównych pojawiają się biskupi Hoser i Pieronek. To raczej ksiądz Lemański staje się przystawką rzucaną na pociechę tym wszystkim, którym hoserowe gnojowisko zaczyna coraz bardziej wonieć, ale wciąż tkwią w emocjonalnym szantażu istnienia jednego sprawiedliwego.

Nie wiem, czym jest wspólnota kościelna. Widziałam jej wiele twarzy i niewiele z nich mi się podobało.
Jeśli konstytuuje ją Bóg to można go znaleźć również poza wspólnotą Kościoła katolickiego, o ile ktoś ma taką potrzebę. Jeśli ma ją konstytuować miłość do bliźniego to niewiele jej widzę na Frondzie. Jeśli Fronda nie jest wspólnotą to co nią jest? Dlaczego Fronda ma się do tej wspólnoty nie zaliczać?
Z pewnością wygodniej jest wyrzucić Terlikowskiego poza nawias i przyjąć, iż wspólnota dzieje się gdzie indziej. Tylko że to nieprawda.

5 komentarzy:

  1. Ludzie w jakikolwiek sposób religijni nigdy nie zrozumieją problemów z takim czy owakim "niewłaściwym" postępowaniem swoich kościołów. Zawsze będą mieć gdzieś taki ogranicznik, że przecież tam zawsze jest gdzieś ta "najistotniejsza głębia". Inaczej mówiąc, zawsze będzie chodziło o to, że ostatecznie liczy się tylko to, czy (że) pociąg jedzie do życia wiecznego. Nie jest sednem to, w którym siedzimy wagoniku, ani co się na krzesełkach dzieje; myśl że można nie jechać nie ma szansy się przebić. Dopiero człowiek, który wysiądzie z pociągu (prawdziwy ateista, który dostrzeże, że żadnego boga nie tylko nigdy nie było i nie ma, ale być nie mogło, bo jest sprzeczny z całą naturą rzeczywistości) może patrząc z boku zobaczyć jak śmieszni są ludzie kłócący się o to czy inne miejsce w tym czy innym wagoniku, jadącym w kierunku donikąd. I teraz dyskusja o tym co myślą pasażerowie pociągu o osobach postanawiających wysiąść: kuriozum i kolejny śmieszny nonsens; dla nich problemem jest w ogóle sama okoliczność, że wysiadka w każdej chwili jest możliwa i tak prosta; jest jak obuch tej rzeczywistości spoza pociągu, o jakiej wspomniałem na początku - z którą żaden urojony bóg nie jest kompatybilny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie chodzi o religię i religijność jako takie (bo tu, wręcz przeciwnie, można dostrzegać grzechy własnego kościoła), co ogólniej, o zaangażowanie i utożsamienie się z organizacją -- zachowanie w typie kibica, czy może kibola.

      Usuń
  2. Ks. Lemański w liście: "przyjdzie Pani [...] pokonać jeszcze niejedną bruzdę" - hu hu, dotykową zapewne, jak to u ofiary in vitro. Rozkoszne są takie freudówki.

    OdpowiedzUsuń
  3. miło przeczytać gdzieś własne przekonanie, którego się wcześniej nie umiało zwerbalizować. zawsze mi coś śmierdziało wokół całej tej "wspólnotowości".

    OdpowiedzUsuń
  4. a mnie tam wisi ta apostazja i powiewa. jej prywatna sprawa, a że przy okazji mozna medialnie cos ugrać, niech próbuje. o co zakład, że lada dzień będzie w Partii Palikota? skoro Tysiąc już się tam znalazła, pora na kolejną "ofiarę".

    OdpowiedzUsuń