Opowieść jest taka: rodzisz się, dorastasz, zachodzisz w ciążę, której nie usuwasz, a potem twój bachor przeszkadza innym ludziom. Oczywiście pytlujesz jęzorem, kiedy on przeszkadza.
Albo inaczej: nie zachodzisz w ciążę, ale chcesz zarabiać tyle samo, co twój kolega. Zła decyzja.
Można też z innej broszki: jesteś po czterdziestce i szef cię łapie za tyłek. Powinnaś się cieszyć, że jeszcze ktoś na ciebie leci. Poza tym męskie białko odżywia kobiecy organizm od wewnątrz, to tylko aplikacja leczniczego środka, bądź wdzięczna.
Nazywa się to wszystko "powtarzalne sekwencje fabularne". Możesz być młoda lub stara, możesz mieć licencjat lub zawodówkę, możesz mieć dzieci lub ich nie mieć. Ale zawsze jesteś protagonistą z macicą, więc ciąg dalszy jest do przewidzenia.
Co najmniej cztery inspiracje składają się na tę notkę: zleżały nieco list prof. Włodzimierza Zagórskiego do Gazety Wyborczej, odczepcie się od in vitro, społeczna burza wywołana listem czytelniczki do Wysokich Obcasów, Niech ZUS kontroluje ciężarne, trochę zakurzona już rozmowa prof. Zbigniewa Mikołejki z dr Elżbietą Korolczuk, Wózkowe. Wojowniczy, dziki i ekspansywny segment macierzyństwa, i najświeższy content: wywiad Katarzyny Figury dla Vivy!, przetworzony już przez tabloidy.
Panem profesorem zajął się bardzo ładnie Fronesis, czytelniczkę wypunktował Wojciech Orliński w WO (O mężczyznach na L4), Zagórskiego nie wypunktował nikt, co mnie bardzo smuci, ale chwilowo nie wypełnię tej luki. Nad Figurą odbywa się właśnie sąd społeczny. Trzy pierwsze głosy łączy wspólny problem: co należy uczynić z kobiecą macicą, aby żyło się nam lepiej? Głos czwarty stanowi pojedyncza macica, która mówi różne przykre rzeczy o doświadczaniu przemocy domowej, najpewniej po to, aby się wylansować, w końcu jest celebrytką, no nie? Wstępną diagnozę dają internauci:
przykro mi ale z takimi tematami nie idzie sie do takiej gazety jak Viva! i nie okrasza sie ich wystylizowanymi zdjęciami - błędem pani Katarzyny Figury jest to że sprzedała swoją najintymniejszą historię za 2.99 czyli (powiedzmy) tabliczkę czekolady...
Propozycje Trzech Głosów + vox populi są różne: kontrolować ZUSem (czytelniczka), w ogóle się nią nie zajmować (Zagórski), wydzielić z przestrzeni publicznej i społecznej, aby nikt nie musiał patrzeć na zawartość, którą wyhodowała (Mikołejko), sprzedać za co najmniej dwadzieścia patyków i nie niżej niż Forbesowi (anonimowy głos ludu). Ale to nie są jedyne propozycje obecne w polskiej debacie, jak zawsze protagonista może liczyć na grecki chór, chór rozważy i wyda werdykt.
Przeanalizujmy sytuację wyjściową polskiej macicy:
Macica, która nie istnieje
...to oczywiście macica dziewczynki. Małe dzieci nie mają brzydkich narządów służących do jeszcze brzydszych rzeczy. Macica małej dziewczynki jest zarządzana przez rodziców co się znaczy: dokładają oni na ogół starań, aby dziewczynka nie wiedziała o jej istnieniu, ewentualnie posiadała wiedzę o dzidziusiu i miesiączce, poza tym powinna też wiedzieć, iż posiadanie tego organu predysponuje ją do prasowania męskich koszul i bycia empatyczną. Ta macica jest prywatna. Do tego stopnia, iż Państwo szanując tę prywatność, nie zaprząta główki małej dziewczynki obligatoryjną edukacją seksualną czy czymś równie niestosownym.
Macica dorastająca
Dziewczynka dorasta, formalnie pozostaje dziewicą aż do ślubu, nieformalnie do 19 roku życia inicjację seksualną ma za sobą 51% badanej młodzieży (źródło).
Jej macica nadal jest prywatna: środki antykoncepcyjne są sprawą tak intymną, że nie można ich refundować. Po 15 roku życia traci status osoby małoletniej i współżycie z nią nie jest karalne, ale receptę na pigułki może otrzymać po skończeniu pełnoletniości, wcześniej wymagana jest zgoda rodzica lub opiekuna.
Jeśli zdarzy się niepożądana ciąża, której dziewczyna nie będzie chciała donosić, jej macica podzieli się na pół: pierwsza połowa stanie się publiczna (aborcja jest nielegalna w świetle polskiego prawa), druga połowa będzie prywatna (jak się puszczałaś to płać za prywatną skrobankę). Jeżeli scenariusz będzie mniej optymistyczny i do ciąży dojdzie w wyniku gwałtu, macica zmieni się w publiczną: polskie prawo dopuszcza przerwanie ciąży w wyniku czynu karalnego, aby jednak nie doszło do egzekucji prawa organizacje katolickie przejęły na siebie ciężar uświadamiania nastolatkom, iż mogą ocalić swoje dusze i uratować dziecko przed morderstwem.
Macica prokreacyjna
W chwili zawarcia małżeństwa lub wejścia w stały związek macica staje się nieoczekiwanie publiczna. Przede wszystkim należy się zainteresować, czy została już zasiedlona zarodkiem, a jeśli nie- dlaczego nie. Dochodzenie winno się regularnie powtarzać w postaci rodzinnych i towarzyskich indagacji aż do osiągnięcia pozytywnego skutku: skolonizowania uterusa. Jednocześnie pracodawca kobiety będącej w stałym związku powinien się upewnić co do natury tego związku i planów prokreacyjnych.
W momencie zajścia w ciążę uwaga społeczna koncentruje się z całą mocą na macicy, alarm pierwszego stopnia zostaje odwołany dopiero po skończeniu 12 tygodnia (raczej już nie usunie, lepiej jednak odmówić wykonania badań prenatalnych), i od tego czasu czujność może opadać. W tzw. międzyczasie należy uświadomić ciężarnej, że ciąża nie jest chorobą i nie należy brać L4. Ostatni rzut obywatelskiego oka powinien towarzyszyć porodowi: po pierwsze publiczna macica nie może ulec cesarskiemu cięciu na życzenie, po drugie może się ewentualnie znieczulić w trakcie porodu, ale tylko w ramach usługi za prywatne pieniądze, ponieważ bezbolesny poród nie jest sprawą publiczną i są ważniejsze wydatki niż refundowanie kaprysów neurotyczek.
Macica poporodowa
Tej należy się zbiorowa uwaga. Czy zawartość uwolniona przez macicę jest aby dobrze wychowywana? Czy dziecko zachowuje się grzecznie, a matka dba o swój potencjał intelektualny nie zawracając jednocześnie nikomu dupy prośbami o miejsce w żłobku/przedszkolu? Czy przestrzega podziału na prywatne/publiczne w zależności od tego, co jest na rękę profesorowi Mikołejce?
Macica prokreacyjna bezskutecznie
Macica może chcieć być w ciąży, ale nie móc dokonać tego samodzielnie. Staje się prywatna, ponieważ leczenie niepłodności nie jest sprawą publiczną, a dzieci chore na nowotwory czekają na drogie leki. Poza tym noworodki z in vitro są chore genetycznie, więc tym bardziej nie powinniśmy wspierać patologii, a jeśli już się urodzą- trzeba je potem terapeutyzować, bo wszystkie cierpią na syndrom ocaleńca.
Macica stara
Totalnie prywatna. Jest nieestetyczna i w ogóle, poza tym kobieta po menopauzie powinna wnuki bawić, a nie dawać sobie nabijać mózg seksem po 50tce, nie popieramy nekrofilii. Hormonalna terapia zastępcza jest szkodliwa, wyrastają po niej włosy na brodzie. Jeśli kobieta zajdzie w ciążę po 45 roku życia, jest wybrykiem natury i bardzo słusznie, że urodzi jej się dziecko z zespołem Downa, bo z naturą nie można bezkarnie igrać.
Status macicy jest bardzo elastyczny i zależy od chóru.
Poza podziałem ze względu na wiek mamy także podział wertykalny: jeśli zdarzy się gwałt na macicy i będziemy chciały dochodzić sprawiedliwości to wtedy- uwaga, pojawia się słowo klucz- staniemy się ROSZCZENIOWE.
Roszczeniowa macica to taka, która mówi, że coś by chciała dostać. Sprawiedliwość. Równą płacę. Podział obowiązków domowych. Refundację leczenia. Pomoc od Państwa.
Takiej macicy nikt nie lubi, bo nikt nie lubi niewdzięczników.
W końcu dostajemy tak dużo. Tak niewyobrażalnie wiele. Przepuszczanie w drzwiach, cmoki w upierścienione dłonie, no i oczywiście dostajemy mit matki Polki. A dla wierzących kobiecą twarz Kościoła: polską matkę Boską, która była cicha i piękna jak wiosna oraz nie chciała podkukułczać nikomu małego Jezusa ani zarabiać tyle co sąsiad.
Dlatego właśnie domaganie się rozwiązań ustawowych i stawianie twardych żądań jest takim strasznym faux pas i świadczy o braku kultury ze strony macicy.
Zaczyna się rozmowa o kasie i konkretach- kończy się kurtuazja, a serce Matki Polki roni krwawe łzy.
Ale jest rozwiązanie: humanizm.
Mówi o nim tekst Aleksandry Klich.
W roku 2012 i w gazecie mieniącej się postępową trochę nie uchodzi bezpardonowe kasowanie feministek, ale za to można im zamknąć gęby ładnym terminem i wytłumaczyć, że teraz będziemy współpracować i szanować wzajemnie swoje wybory, bo feminizm nie zbawi świata:
Już jesteśmy po drugiej stronie, wygrałyśmy. Czas zadać fundamentalne pytania: Co chcemy wnieść do świata? Jak go urządzić?
Bardzo ślicznie i w ogóle, chciałabym się więc grzecznie zapytać, komu mam wysłać rachunek za dziesięć miesięcy pobytu mojego młodszego syna w żłobku prywatnym (1500 zł/miesięcznie; w placówce publicznej był na 301 miejscu listy rezerwowej, po rocznym oczekiwaniu przesunął się na miejsce 198) oraz rachunek za criotransfer zarodków (1500 zł + 1000 zł za wizyty monitorujące + niepoliczalna wartość "ocalenia życia poczętego przed morderstwem"), bo właśnie bardzo bym chciała powspółpracować i nie orientuję się, czy znowu za moją własną kasę czy może jednak przewidziano jakiś wspólny budżet w ramach szacunku i humanizmu?
Bo jeśli za moją kasę to bardzo mi przykro, ale muszę chyba powiedzieć "spierdalajcie". Ponieważ ja już grałam w tym filmie.
Tak więc parę tygodni temu siedziałam w poczekalni jednej z klinik leczenia niepłodności przygotowując się do transferu zamrożonych zarodków i przypomniałam sobie, że kiedy ostatni raz byłam w tym przybytku zaposiadłam pewność, że następna wizyta na pewno odbędzie się na NFZ, bo przecież tak dłużej być nie może i w ogóle. Otóż może. Upłynęły circa about trzy lata, w ciągu których dowiedziałam się wielu nowych rzeczy, głównie o naturze mordowania embrionów + psychologii prenatalnej, natomiast niezmienne pozostało to, że mój portfel nadal jest drenowany, ilekroć usiłuję mieć dziecko.
Jednocześnie Zagórski macha mi przed nosem liberalizmem i zapewne myśli, że jest w tym co najmniej tak zajebisty, jak wydaje się to Mikołejce broniącemu, jak sam sądzi, etosu inteligentnej matki.
Podobnie zabawne jest to, że wyłudzenia ciążowych zwolnień istnieją i nie ma ani jednego powodu, aby bronić zwyczajnego okradania ZUSu, które w Polsce jest pojmowane jak podstawowy obowiązek patriotyczny, co jest problemem o wiele znaczniejszym niż skala lewych L4.
Teoretycznie więc zarówno czytelniczka, jak i Mikołejko, a nawet profesor Zagórski posiadali po swojej stronie kwant słuszności, a nawet- niechby- i parę kwantów.
Co innego jednak ujrzało światło dzienne i jest to uświniony rąbek halki, choć suknia miała prezentować się godnie: grecki chór znów skoncentrował się na ordynarnym dyscyplinowaniu macic, zmieniły się tylko rekwizyty. Tym razem w tej roli wystąpił Kant, liberalizm w medycynie i troska o solidarność pracujących kobiet. Ale gówno pozostało to samo i ten sam bohater co zawsze jest nim obrzucany.
Tak że wolność i humanizm polegają głównie na tym, że można samemu zdecydować, jak się sobie poradzi w trudnej sytuacji, zaś to, że zrobi się to za własne pieniądze jest wartością dodaną, z której należy się cieszyć. No to cieszmy się, jesteśmy w doborowym towarzystwie światłych kobiet i postępowych profesorów, a patronat honorowy objęła znów Matka Polka.
Nie sądzę zatem, że Kongresy Kobiet są passe i choć mam wiele fajnych rzeczy do zrobienia w ich trakcie, przychodzę, bo tak trzeba. I cholernie mi przykro, że nie wszyscy rozumieją, dlaczego trzeba.
Jak zawsze z każdym słowem się zgadzam, ale widzę jeden mały brak w katalogu macic. Macica, której się nie udało, macica, która poroniła. Bez wsparcia rodziny (wybrakowana kobieta), bez znieczulenia przy łyżeczkowaniu (jej wina, niech cierpi), bez pomocy psychologa, bo po co, bez zwolnienia lekarskiego na 100% po poronieniu, żeby się pracodawca nie domyślił.
OdpowiedzUsuńBraków jest więcej, nie ma na przykład słowa o podwiązywaniu jajowodów jako metodzie ubezpłodnienia na życzenie, które w Polsce jest zabronione na mocy kodeksu karnego. A propos- czytałam ostatnio wyznanie matki trójki dzieci rodzonych przez cesarskie cięcie, która przy ostatnim porodzie poprosiła o sterylizację z uwagi na wskazania zdrowotne. Była zdziwiona, że ordynator nie tylko odmówił, ale jeszcze palnął długą mowę na temat moralności. Ja zdziwiona nie byłam, ponieważ tym ordynatorem był prof. Chazan, a rzecz miała miejsce w szpitalu na Madalińskiego.
OdpowiedzUsuńDlatego tym bardziej mnie cieszą hasła w rodzaju humanizmu i obwoływanie zwycięstwa.
tekst jest świetny,jak zresztą wszystkie Twoje.Poza walorem czytelniczym ma dla mnie wymiar prywatno-życiowy- dałam sobie w mowić,że jestem roszczeniowa , w wyniku czego oram nosem, ale nic nie chcę. Tyle, że juz sił mi brakuje.
OdpowiedzUsuńAż mi się płakać chce, gdy o tym wszystkim myślę, czym dowodzę histeryczności macicy, nomen omen.
OdpowiedzUsuńUtrwalanie stereotypów jest cholernir podstępne, jak np. film niedawny, świetna komedia o historii wibratora. Ale się uśmiałam :/ nie polecam filmu.
A ja dziękuję za ten tekst - podrzucę go mojej córce (14 lat) - bo jako tata chce dla niej choć trochę lepszego świata.
OdpowiedzUsuńJak zwykle każde słowo trafia w samo sedno problemu. Powinni Cię zatrudnić przy pisaniu felietonów w "liberalnym" GazWybie, gdzie #prawdalezyposrodku i obowiązuje #kompromisowaustawa. (side note): a nawet więcej kompromisowych ustaw, gdyż ostatnio serwowali jakieś odgrzewane kotlety po Mumii Wolności, które nadal sądzą, że bez religii w szkołach Naród się wykolei, odrzuci Model Tradycyjny (nie mylić z Modelem Standardowym i wogle gdzie byli rodzice!!!!). Felieton red. Klich jest schowany za pianą, ale bardzo zgrabnie streściłaś to, co u mnie "zostało jeszcze 92% treści".
OdpowiedzUsuńnajbardziej optymiestyczne wydawałoby się to, że można samemu zdecydować, jak się sobie poradzi w trudnej sytuacji! Ale klops niestety, bo Kasia F. tak właśnie spróbowała i wyszło na to, że zrobiła to za tanio, niepotrzebnie i po co zaraz tak publicznie, zresztą pewnie wszystko wymyśliła w jakimś sobie znanym celu, bo jej małżeństwo jest szczęśliwe, dzieci zdrowe, a ona niedowartościowana. Jak zwykle ciesze się, że mogłam przeczytać. Niestety nie ku pokrzepieniu. B.
OdpowiedzUsuń@Kotek Filemon, tak w ogóle zachęcam do systemu piano, przekonałam się z trudem, ale jednak. Może akurat dostępność felietonów red. Klich nie jest tutaj najmocniejszym argumentem, ale już wywiad z Michałem Figurskim dostarczył mi wiele uciechy. Jeszcze lepszy był tekst w DF na temat matek oddających dzieci z ZD do adopcji (jak powszechnie wiadomo dzieci z ZD rodzą się w wyniku partenogenezy).
OdpowiedzUsuń@Anonimowy, no więc właśnie z tym samoradzeniem to przecież kolejna ściema, bo finalnie poradzić sobie samemu można, jeśli się ma na to pieniądze i energię. Wspomniana matka po 3 cesarkach naprawdę chciała poddać się podwiązaniu jajowodów, ale Chazan jej skutecznie wytłumaczył, że nikt z Warszawy tego nie zrobi (co prawdą nie jest) i że szkoda na to jej czasu (co być może prawdą jest). Została więc z macicą jak rzeszoto i składa kasę na wkładkę wewnątrzmaciczną.
Ja bym bardzo chciała krzepić jak cukier Słonimskiego, tylko, cholera, nie ma czym. Choć zawsze w odwodzie jest konwersja na frondytyzm, która wprawdzie rodzi kolejne frustracje (prześladują nas!), ale może w kupie raźniej, nie wiem.
#tekst w DF na temat matek oddających dzieci z ZD do adopcji
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że przez pewien czas nie był przykryty pianą i ogólnie suchar to jest sprzed paru miesięcy, ale może odgrzali kotleta. Jak zwykle kupa szczęścia z przewagą kupy była w komciach, gdyż jak można się domyśleć (przerywając ciążę) mordując dziecko nienarodzone z ZD jesteś jak Matka Madzi(TM), zaś oddając dziecko narodzone z ZD jesteś jak Matka Madzi(TM) i jest to piękne i dobre.
Znakomity tekst. Poza tym, że świetnie napisany to jeszcze mądry i trafiający w sedno. Dorzucam blog do ulubionych.
OdpowiedzUsuńCiekawe ujęcie tematu. Nie ma się co czepiać nieopisanych macic, chodzi o meritum. Świetny tekst. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się czyta to.
OdpowiedzUsuń